Powinno być standardem, że opinia publiczna wie, który sędzia wydał wyrok w imieniu Rzeczypospolitej. Nie mówię o dokumencie, bo to pozostaje poza sporem, ale o tym, kiedy wyrok zostaje podany do publicznej w wiadomości w formie komunikatu czy relacji w mediach.
Wiedza o tym, kto wydał wyrok, i jak uzasadnił swoją decyzję, to element kontroli społecznej i wynikającej z tego pewnej pozytywnej presji, żeby sędzia do wydanego wyroku się po prostu przyłożył. I nie chodzi tu o znajomość akt, przepisów prawa, linii orzeczniczej, bo taka znajomość również – mam przynajmniej taką nadzieję – jest oczywista . Chodzi oto, aby jego decyzję w określonych sytuacjach podpierały nie tylko suche paragrafy, ale też szerszy kontekst zdarzenia, a z tym bywa różnie. W efekcie to, co jest zgodnie z procedurą, kodeksem, w rozumieniu społecznym sprawiedliwością już nie jest. Oczywiście dla sędziego poczucie społecznej sprawiedliwości może nie mieć znaczenia, bywa głuchy na argumenty, o których w kodeksie ani słowa. Tylko czy tak wymierzana sprawiedliwość na pewno jest pełna? Czy może jednak czegoś jej brakuje?