Polski i portugalski hymn grała orkiestra kompanii reprezentacyjnej, przemawiali ambasadorzy i mer miasteczka Cascais, nikt nie popełnił przykrej pomyłki w kwestii nazistowskich obozów koncentracyjnych, a tuż po uroczystości ławeczkę obległy dzieci, by pozować do fotografii na kolanach siedzących obok siebie trzech mocno rozdyskutowanych panów. Karski nie jest tu bowiem sam. Siedzi nieco z boku, zwrócony w stronę Jana Nowaka-Jeziorańskiego; trzecim z rozmówców jest Jerzy Lerski.
Kim byli ci panowie i dlaczego uhonorowano ich właśnie tu, nad brzegiem Atlantyku, w niewielkiej odległości od słynnego Palacio? Postanowiłem odpowiedzieć zaprzyjaźnionym Amerykanom w sposób nieco ezopowy. Z czym wam się kojarzy Palacio? Z Bondem, oczywiście. Właśnie tu umieścił część akcji jednej z pierwszych opowieści o Bondzie Ian Fleming. Dlaczego? Bo wielokrotnie bywał w Palacio, wykonując akcje szpiegowskie w służbie Jej Królewskiej Mości (hotel reklamuje się zresztą egzemplarzami podpisanych przez niego kart meldunkowych).
Był bowiem Palacio szpiegowską mekką. Tu splatały się nitki setek tajnych akcji wszystkich wywiadów walczącej Europy. Neutralna Portugalia była przyczółkiem aktywności MI6 i Abwehry. Do Lizbony prowadziły też ścieżki kurierskie znad Wisły i Dunaju. Hotel Palacio w Estoril jest zaś o rzut kamieniem od portu u ujścia Tagu. Dyskretnie ukryty wśród ekskluzywnych posiadłości i obsadzonych wiekowymi cedrami alei jest idealną scenografią do szpiegowskich narracji. Nie ma na to dowodów, ale jest niemal pewne, że Karski w swojej misji do Londynu i Waszyngtonu zatrzymał się w Palacio. Mogli tu bywać również dwaj pozostali kurierzy, Nowak- -Jeziorański i Lerski.
Oczywiście najsłynniejszy i najbardziej znany w świecie jest Karski, o którym mówi się: „człowiek, który usiłował wstrzymać Holokaust". Jego dramatyczny raport o likwidacji getta nie zrobił jednak na Amerykanach i Roosevelcie wrażenia (pod koniec rozmowy lokator Białego Domu pytał go, czy Polska nie jest aby krajem rolniczym i czy nie potrzebuje amerykańskich koni). Karski zamknął się więc w murach Georgetown i resztę życia poświęcił pracy akademickiej. Dla pochodzącego ze Lwowa Jerzego Lerskiego kwestia polskiego antysemityzmu też stanowiła życiowy leitmotiv. Z przejawami antyżydowskiej obsesji walczył jeszcze w przedwojennej młodzieżówce Stronnictwa Demokratycznego. W czasie wojny był kurierem rządu emigracyjnego. Po jej zakończeniu losy rzuciły go do kalifornijskiego San Francisco. Podobnie jak Karski ma swoje drzewko w Yad Vashem.
I wreszcie Jan Nowak-Jeziorański, legendarny „Kurier z Warszawy". Miałem honor poznać go osobiście, jeszcze w Ameryce. Pamiętam naszą ostatnią rozmowę, niedługo przed jego śmiercią, w mieszkaniu na Powiślu. Roztrząsaliśmy psychologię samobójczych zamachowców z kręgów dżihadu. Czy można uchwycić moment, w którym abstrakcyjna idea zwycięża nad instynktem samozachowawczym, prowadząc do samozagłady? – pytałem. Odpowiedź była ciekawa, może nawet odkrywcza, ale jej ujawnienie zostawię na inny moment. Nowak-Jeziorański też nie cierpiał antysemityzmu, jak zresztą wszelkiej prymitywnej ortodoksji.