Dziewiętnaste stulecie przeszło do historii (a dokładniej – do jej wersji popularnej, utrwalanej przez szkolne podręczniki) jako „wiek rewolucji przemysłowej" oraz „wiek pary i elektryczności". Rzeczywiście, było to stulecie niezwykłe, przełomowe, obfitujące w rewolucyjne zmiany, których wielorakie ślady są częścią naszego dzisiejszego świata. Wielu z tych rysów, jakie współczesnemu światu zafundował XIX w., już nie dostrzegamy. Są tak głęboko wrośnięte w naszą codzienność, że sprawiają wrażenie zawsze w niej obecnych, odwiecznych, nieomal naturalnych. Po „wieku pary i elektryczności" odziedziczyliśmy m.in. pierwszy nowoczesny (a to znaczy tutaj: w pełni „stechnologizowany") środek transportu – kolej. Odziedziczyliśmy też coś, co wymuszone zostało przez dynamiczny rozwój żelaznych szlaków. W spadku po „wieku pary i elektryczności" dostaliśmy nowy (umowny) czas. Czas kolei.
Czas i kolej łączy bardzo wiele. Najlepiej chyba o tym związku świadczy popularność powiedzenia, które w dzisiejszej polszczyźnie stało się niemal kliszą językową: jak często słyszymy i czytamy (zwykle w tonie mniej lub bardziej usprawiedliwionych narzekań), że przed wojną według przejeżdżających pociągów można było regulować zegarki!
Myślenie potoczne nie wymaga, byśmy dokumentowali zasadność wygłaszanych opinii. Tak jest też w przypadku sądu o niezawodnych kiedyś, a dziś dokuczliwie spóźniających się pociągach. Mówimy o tym, jak dobrze było na kolei kiedyś, bo inni mówią podobnie, myślimy o czasach wzorowego niegdyś porządku, bo przecież inni też tak myślą. A skąd wiemy, co inni myślą? Bo przecież mówią, że przed wojną...