Czasy średniowiecza odznaczały się precyzją myślenia w kwestiach nadprzyrodzonych. Ludzie tej epoki nie mieli trudności w rozumieniu prawd wiary, bowiem wykładane im były w Kościele z szacunkiem dla umysłu człowieka. Wiadomo było, jakie są relacje między władzą duchowną i świecką. Wiadomo było, czego Bóg wymaga od człowieka.
Uznanie swojej całkowitej zależności od Boga nie sprawiało ludziom żadnych trudności, podobnie jak w Polsce aż do końca XX wieku nie sprawiało to żadnych problemów ludowi, czyli prostaczkom. Łączył ich z Bogiem z konkret – nie "przeżycia", nie emocje, nie „doświadczenie" – ale wiara, oparta na poznaniu Boga, nadzieja i miłość.
Zatruta strzała
Gdy człowiek poznaje Boga, od Którego pochodzi i od Którego całkowicie zależy, zaczyna dbać w pierwszym rzędzie o obowiązki wobec Boga, o wypełnianie Jego praw. Bóg, dając się człowiekowi poznać, wymaga oddawania mu czci. Dziś, gdy „prawa człowieka" wypierają prawa Boga, gdy jednym tchem z „wartościami chrześcijańskimi" wymienia się „wartości ludzkie", przestaje już dziwić nagminne zamienianie w kalendarzu liturgicznym świąt religijnych, związanych z postaciami Matki Bożej i świętych, na „dzień chorego", „dzień ziemi", „środowiska", „pokoju", „środków przekazu" i czego tam jeszcze.
Demonstracje KOD na ulicach Warszawy dostarczają cennych informacji o tym, że ten dawny ład zrodzony z zasad filozoficznych, religijnych i moralnych, jakie przyniosło chrześcijaństwo (adaptując myśl starożytnych filozofów), stał się dziś dla części polskiego społeczeństwa nie do przyjęcia. Preferuje ona bezład.
Żeby to zrozumieć, trzeba wrócić znów do postaci Mieszka I. Ten zuchwały wojownik w 966 roku był w sile wieku; lubił męskie zajęcia: wojowanie, łowy. Był odważny, miał cechy wybitnego przywódcy. Lubił też kobiety. Takiego wojownika w pogańskim społeczeństwie ceniono, poważano.
A jednak ten człowiek o wielkich ambicjach i zdolnościach zechciał w pewnej chwili zapewnić dla siebie i swojego państwa 1050 lat temu opiekę Nieba. Ukorzył się przed Bogiem, gdy zrozumiał, co znaczyło, że Syn Boży idzie za niego na krzyż. Zrozumiał też, że należy oddać Mu hołd swoim życiem. Nie zostawiając nic dla siebie. Ufając. Przyjmując za Mieszkiem zasady wiary i prawo moralne, jego lud stał się stopniowo narodem chrześcijańskim.
Akt ofiarowania Stolicy Apostolskiej – czyli, jak mówiono wtedy, Świętemu Piotrowi – swojej ziemi w lenno, z czym wiązały się konkretne donacje na rzecz Rzymu, był pieczęcią, że rzecz traktuje się poważnie, ma ona swoje materialne uwiarygodnienie. Skoro Bóg jest Panem, do Niego należy wszystko, co się posiada.
O tym, że Mieszko naprawdę Bogu ufał, przekonuje także jego wotum, srebrne ramię złożone u grobu św. Uldaryka, biskupa Augsburga, przechowywane tam do dziś. Mieszko po swoim nawróceniu został ugodzony zatrutą strzałą w ramię podczas walk na Połabiu (poł. lat 80. X wieku) i wtedy, walcząc ze śmiercią, złożył uroczysty ślub, że jeśli za wstawiennictwem owego świętego zostanie uratowany, zaniesie ten dar. Intencja została przyjęta, nasz pierwszy polityczny władca wymodlił dla siebie cud uzdrowienia (por. prof. Krzysztof Ożóg, „966. Chrzest Polski").
Dziś człowiek uważa, że wszystko należy się właśnie jemu. Chce zaspokoić podczas ziemskiego epizodu wszystkie swoje żądze, które coraz umiejętniej rozbudza świat. Warto zważać na zasady filozoficzne i światopoglądowe, jakie przyświecają dziś ludziom opozycji.
Historia krzyża na Krakowskim Przedmieściu, zwanego Krzyżem Smoleńskim, znieważanego tak, jak mogą to robić tylko wtórni poganie, barbarzyńcy wierzący w święte drzewa lub wojujący ateiści, a następnie zabranie go, rzekomo tylko po to, by znalazł się w miejscu, gdzie będzie szanowany, jest wielce pouczającym poglądowym obrazem, jak daleko posunęła się w Polsce ekspansja naturalizmu i jakie siły polityczne z naturalizmem się utożsamiają.
Obrońmy Europę przed Europą
Opierając się na naturalizmie jako zasadzie głównej, nie da się stworzyć niczego trwałego, zapewnić ciągłości kultury i cywilizacji. Naturalizm gwarantuje co najwyżej chwiejną kolonię w obcych rękach. To z pewnością nie „demokracja i wartości chrześcijańskie"– tak często stawiane na jednej płaszczyźnie z „wartościami ludzkimi" – są dziś gwarantem trwania Rzeczypospolitej, lecz uznanie przez jej suwerenne władze polityczne bytowości Boga w Trójcy Świętej Jedynego.
Także pamięć o tym, co uczynił Mieszko I, by zagwarantować pomyślność swojemu państwu, jak bardzo był przenikliwy, przewidując zagrożenia ze strony ziemskich i duchowych potęg. Nikt nigdy tego dobrowolnego aktu poddania nie zakwestionował i nie cofnął, on nadal obowiązuje.
Walka o Krzyż Smoleński, tak jak walka o przetrwanie władz politycznych obecnej kadencji, to walka o zachowanie naszej europejskiej tożsamości. Raz jeszcze przypadło nam w udziale bronienie Europy przed Europą.
„Srebrne ramię" Mieszka I, człowieka walki – także z samym sobą – i pokory, może być oparciem dla nas, gdy myślimy, niekiedy z wielką troską, o ciągłości naszego państwa.
Autorka jest publicystką. Publikuje m.in. w „Arcanach", „Powściągliwości i Pracy", „Niedzieli", „Źródle" i „Christianitas". Przeprowadziła wywiad rzekę z premierem Janem Olszewskim „Prosto w oczy". Opublikowała także książki „Patrząc na kobiety" i „Rycerze wielkiej sprawy"
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95