To nie jest muzyka! To są chore dźwięki! Hałas! Hurgot! My tego nie nagramy! – krzyczał profesor Janusz Urbański, założyciel Katedry Reżyserii Dźwięku warszawskiej Akademii Muzycznej. Był rok 1971. Tak się rozpoczęła i o mało nie skończyła sesja nagraniowa przełomowego albumu Tadeusza Nalepy „Blues".
– Zaskoczeni, odłożyliśmy instrumenty – opowiadał mi Darek Kozakiewcz, który zagrał niezapomniane solówki, a teraz jest kierownikiem muzycznym Perfectu. – Wtedy Tadeusz poszedł rozmawiać z profesorem. Użył swojego wdzięku. Wpływów. I załatwił sprawę. Powstała jedna z najważniejszych płyt w historii polskiego rocka z piosenkami „Kiedy byłem małym chłopcem", „Oni zaraz przyjdą tu" i „Co się stało kwiatom".
Darek Kozakiewicz został zaproszony do Breakoutu, gdy miał 19 lat. Widział zespół Tadeusza Nalepy w Sali Kongresowej. Breakout był wtedy po kilkunastu trasach w Beneluksie. Miał fanklub w Holandii. I dorobił się fioletowych wzmacniaczy Marshalla! – Czad robili niesamowity – wspomina Kozakiewicz. – No, i wszyscy muzycy mieli długie pióra!
– Czerwone Gitary reklamowały się wtedy: „Gramy najgłośniej w Polsce". Ale kiedy zespół Tadeusza zaczął koncert, poczułem masowanie ciała dźwiękiem. Grali naprawdę głośno – potwierdza Bogdan Loebl, poeta, tekściarz, współautor największych sukcesów Nalepy.
Kiedy Tadeusz Nalepa tworzył nowy skład zespołu z myślą o nagraniu „Bluesa", harmonijkarz Tadeusz Trzciński zapytał Kozakiewicza, czy chciałby zagrać w Breakoutach. Na basie. – W Breakoutach? Boże! Nawet na fujarce. Mogłem sprzęt nosić! Na próbach Nalepa wyraził uznanie w charakterystyczny dla siebie, flegmatyczny sposób: „No nie. To mamy kłopot. Znowu musimy szukać basisty" – wspominał Kozakiewicz. – Nalepa był gwiazdą, był starszy. Nie okazywał tego, choć jako lider musiał trzymać chłopaków mocną ręką. Wielkie koncerty i światła estrady sprawiały, że wielu muzyków traciło odporność na sławę i alkohol. Generalnie jednak był ciepły. Wrażliwy. Śpiewał „Przyszła do mnie bieda" i wiedział, co oznacza. Wywodził się z podrzeszowskiej wsi. Komu tylko mógł, pomagał. Ściągnął do Warszawy brata i kolegów, którzy nie mieli pracy.