Wciąż nie ma porozumienia między liderami opozycji w kwestii wspólnego startu w wyborach do Senatu. Rozbija się ono o polityczne kalkulacje, czy senacki sojusz jest tak samo korzystny dla wszystkich i czy lepszym rozwiązaniem nie byłoby startowanie osobno i ewentualnie połączenie sił dopiero po wyborach.
To twardy orzech do zgryzienia zwłaszcza dla Władysława Kosiniaka-Kamysza, ale też Grzegorza Schetyny, obawiających się, czy zbytnia bliskość z lewicowym trio Czarzasty – Biedroń – Zandberg nie podmyje tożsamości ich umiarkowanych ugrupowań. I jak mieliby przekonać konserwatywną część własnych wyborców do poparcia w Senacie np. kandydata z pezetpeerowskim rodowodem?
Trendy wyborcze są jednak nieubłagane. Kolejne sondaże wieszczą sukces partii Jarosława Kaczyńskiego w wyborach do Sejmu, a niepewne jest jedynie, czy PiS powtórzy sukces wyborczy z 2015 r., czy może nawet zdobędzie większość pozwalającą na zmianę konstytucji. Opozycja, która przegrała najłatwiejsze dla siebie wybory do europarlamentu, dobrze o tym wie. Wie też, że gdyby udało jej się uzyskać większość w Izbie Wyższej, senacki przyczółek pozwoliłby w wielu sprawach występować z pozycji równoprawnego gracza, a nie jedynie politycznego statysty. Zwłaszcza że trendy polityczne sprzyjające PiS w wyborach do Sejmu nie muszą się pokrywać ze wskazaniami do Senatu. W jednomandatowych okręgach wyborczych nie brakuje bowiem na opozycyjnych listach ciekawych osobowości i nazwisk.
Co daje opozycji przewaga w Senacie? Gdyby uzyskała łącznie 51 mandatów, przy założeniu, że PiS miałby konstytucyjną większość w Sejmie (307 posłów), mogłaby zablokować zmiany w ustawie zasadniczej, które zapowiadał niedawno Jarosław Kaczyński. Miałaby jednak w dalszym ciągu ograniczony wpływ na legislację i uchwalanie zwykłych ustaw. Dziś to właśnie nimi PiS forsuje systemowe reformy. Senat ma co prawda inicjatywę ustawodawczą, jednak o losie senackich projektów i tak ostatecznie decyduje Sejm. Senackie poprawki do uchwalanych przez posłów aktów prawnych także muszą być zatwierdzone przez Sejm. W efekcie opozycyjna większość w Senacie i tak ustępuje rządzącej większości w Sejmie. W sytuacjach konfliktu może za to spowalniać procedowanie. W takim modelu legislacyjny Blitzkrieg, jak w przypadku ustaw sądowych, byłby już niemożliwy.
Siła Senatu tkwi przede wszystkim w kontroli kilku kluczowych instytucji państwowych i wpływie na ich obsadę personalną. Senat wyraża zgodę na powołanie przez Sejm m.in. prezesa NIK, rzecznika praw obywatelskich, rzecznika praw dziecka, prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów czy Instytutu Pamięci Narodowej. To senatorzy powołują też spośród siebie dwóch przedstawicieli do Krajowej Rady Sądownictwa, a także dwóch członków Kolegium IPN i trzech członków Rady Polityki Pieniężnej. Mogą też nie zgodzić się na referendum prezydenckie. Senat podejmuje również uchwały dotyczące przyjęcia lub odrzucenia sprawozdań m.in. TK, SN, RPO czy KRRiT.