Na jednej szali kładziemy tu szacunek i równość wobec prawa. Wprowadzając abolicję, uznajemy zwykle, że obywatele, którzy z jakiejś przyczyny złamali prawo, powinni być traktowani tak samo jak obywatele, którzy prawo szanowali. Zrównanie obu grup może budzić uzasadnione poczucie niesprawiedliwości. I mieć negatywny wydźwięk społeczny, bo po co szanować zasady, których nawet ich twórca i strażnik nie przestrzega, nagradzając tych nieprawomyślnych.
Na drugim biegunie mamy fikcję prawną, utrzymywaną przez długie dekady. Żartobliwie mówi się, że gdyby likwidację samowoli budowlanych twardo egzekwować, nawet połowę zabudowań na polskiej wsi trzeba by wyburzyć. Dlatego właśnie wkalkulowana bezczynność państwa stała się obowiązującą wykładnią prawa. I tylko nieszczęśnik, który padł ofiarą sąsiedzkiego donosu lub wszedł w drogę inspektorom budowlanym, musi się liczyć z tym, że prawo wobec niego będzie egzekwowane, choć nie zawsze skutecznie. Słynna warszawska inwestycja Czarny Kot, która stała się symbolem bezsilności państwa wobec samowoli, mimo nakazów rozbiórki ciągle stoi.
Co więc zrobić? Legalizować czy utrzymywać fikcję? Dylemat jest, i to poważny. Trudno o jednoznaczną odpowiedź. Istotne jest zapewne to, co chce osiągnąć państwo, decydując się na abolicję. Czy jest to jednorazowy ukłon w stronę wyborców, przymknięcie oka na zasady w roku wyborczym? Czy powinna ona dotyczyć wszystkich samowoli, czy również tych, gdzie prawo rażąco naruszono, czy też gdzie naruszono prawa sąsiedzkie? Czy w ślad za abolicją pójdzie też zmiana filozofii działania państwa jako administratora i liberalizacja procesu budowlanego oznaczająca mniej państwa na budowach dla wszystkich obywateli w takim samym stopniu?
Tę drugą postawę pewnie łatwiej przyjąć. Czasem refleksja państwa i reset zasad, które okazały się zbyt surowe, nieżyciowe, może mieć pozytywne skutki. Dobrze to ilustrują przepisy dotyczące wycinki drzew. Przez wiele lat restrykcyjne i kosztowne dla obywateli prawo sprawiało, że zostali oni ubezwłasnowolnieni na własnych działkach. Kiedy przed trzema laty wprowadzono czasową abolicję na wycinkę drzew, mimo silnego protestu ekologów i miłośników przyrody poszły w ruch piły i siekiery właścicieli drzew. Po czym wprowadzono nowe, łagodniejsze zasady. Jeszcze nie wiemy, czy w tym przypadku będzie podobnie, bo nie są znane szczegóły abolicji. Należy się jednak liczyć z tym, że bez względu na przyjęte rozwiązanie prawne spór społeczny w tej sprawie jest nieunikniony.
Czytaj też: