Pandemia uświadamia rolę nauki

Wirus i powodowane przez niego zagrożenie nie zniknie. Jeżeli wybierzemy ścieżkę dalszego niszczenia niezależnej ekspertyzy naukowej to oddamy nasze społeczeństwa we władzę tym, którzy „handlują strachem i wątpliwościami”, szerzą teorie spiskowe, zaprzeczają pandemii, twierdzą, że „nic nie wiadomo”, więc należy żyć „jak gdyby nigdy nic”.

Publikacja: 30.05.2020 10:00

Pandemia uświadamia rolę nauki

Foto: AdobeStock

Naukowcy w swej roli eksperckiej nie mieli w ostatnich latach najlepszego okresu. Wbrew zaklęciom mówiącym o „gospodarce opartej na wiedzy” realny status ekspertów i rola naukowej ekspertyzy ulegały społecznej dewaluacji. Złożyło się na to kilka czynników. Jak wskazuje m.in. C. Crouch w książce Psucie wiedzy. Ukryte skutki finansowego zawłaszczania życia publicznego to efekt trwającego od lat procesu neoliberalizacji, osłabiającego sektor publiczny oraz rolę państwa. Osłabiło to status niezależnej związanej z państwowymi, publicznymi instytucjami ekspertyzy.

Jak wskazują N. Oreskes i E. M. Conway w książce Merchants of Doubts oraz Jane Mayer w pracy Dark Money The Hidden History of the Billionaires Behind the Rise of the Radical Right proces podważania statusu naukowej ekspertyzy wiązał się także z działalnością think tanków działających w interesie miliarderów i korporacji. Ich celem było osłabienie autorytetu naukowej, publicznej ekspertyzy. Dotyczyło to koncernów tytoniowych, biznesu naftowego i wielu innych. Niszcząc, dewaluując publiczny autorytet eksperckości, uderzali w regulacje szkodliwych aspektów swej działalności. Dzięki temu mnożenie zysków przestawało być ograniczane przez takie wartości jak zdrowie obywateli, dostęp do czystej wody i powietrza czy troska o życie przyszłych pokoleń. Czynili to poprzez tzw. strategię tytoniową, czyli wytwarzanie nieistniejących kontrowersji, mnożenie wątpliwości, tworzenie kolejnych „ekspertów”.

Strategia współgrała z uprawianą przez dziennikarzy „symetryzacją”, „dawaniem głosu po równo”, dzięki czemu pomimo prawie stuprocentowego konsensusu naukowego, jak na przykład w sprawie tezy o wpływie ludzkiej aktywności na ocieplenie klimatu w mediach, dyskutowane są „obie strony”, przez co wydaje się, że zdania są podzielone. Na to nakłada się problem trzeci – internet i tzw. upadek prasy papierowej wiążący się z tym, że wiadomości poddane są dyktatowi „rynku uwagi” co powoduje, że z powodów finansowych coraz trudniej o zamieszczenie obszernych, ugruntowanych naukowo i argumentacyjnie analiz.

Czy wszyscy tak samo jesteśmy ekspertami?

Harry Collins w książce Czy wszyscy jesteśmy ekspertami? starał się odzyskać miejsce dla naukowej ekspertyzy i pokazać, że demokratyzacja nauki nie powinna polegać na tym, aby wszyscy mogli zabrać głos jako eksperci, na zrównywaniu ekspertów naukowych z wiedzą „z ulicy”. Takie podejście oznacza obniżenie standardów debaty, unieważnia rolę metod naukowych w uzyskiwaniu i sprawdzaniu wiedzy. Demokratyzacja nauki nie powinna polegać na obniżaniu standardów pozyskiwania wiedzy i jej sprawdzania, ale na otwieraniu się środowisk eksperckich, naukowych na pytania, wątpliwości, problemy, które są społecznie ważne i potrzebne.

Jako ludzie „z ulicy” możemy i nawet powinniśmy się domagać większego udziału w kształtowaniu pytań, w pokazywaniu zapalnych problemów, ale nie powinniśmy ulegać złudzeniu, że kilka filmów na YouTube zastąpi laboratoria, złożone obliczenia oraz metodologię naukową. Dlatego według Collinsa należy spróbować wrócić do sytuacji, gdy życie społeczne i debata publiczna szerzej czerpać będą wzory metod i rygorów właściwych dla metod naukowych i dążyć do upowszechniania wiedzy o tym, jaki jest proces dochodzenia do prawdy naukowej, na czym polegają metody pozyskiwania i sprawdzania wiedzy naukowej. Pozwoli to lepiej „udrożnić” kanały komunikacji, dzięki czemu fakty naukowe i ekspertyza naukowa będą lepiej dostępne społecznie, a dzięki temu, że w większym stopniu staną się elementem naszej codzienności, pozwolą na zwiększanie naszej pewności i bezpieczeństwa.

Niepewność zabija

Wspomniane rozterki ujawnia dobrze pandemia COVID-19. W tekście Między działaniem bez dowodów a paraliżem przez analizę. O relacji między nauką a polityką publiczną – nie tylko w dobie koronawirusa Michał Zabdyr-Jamróz pokazuje pułapki, jakie czyhają zarówno wtedy, gdy tworząc polityki społeczne, zarządzając zdrowiem publicznym, sferą publiczną, odcinamy się od naukowych ekspertyz, jak i wtedy, gdy taka ekspertyza jest zbyt słabo skonfrontowana i osadzona w kontekście społecznym.

Pandemia COVID-19 to wyzwanie, pytanie o to jak działać w kontekście częściowej niepewności. Monitorowanie jej to operowanie wieloma zmiennymi, nie da się społeczeństwa „zamknąć” w probówce i zbadać w sztucznych warunkach. Badania rozwoju epidemii są procesem, uczymy się o niej w jej trakcie. To powoduje, że można odnieść wrażenie, że „eksperci się mylą”, „że są niepewni”. Musimy jednak zrozumieć, że operowanie na poziomie możliwej do osiągnięcia pewności jest lepsze niż jej brak.

Pandemia COVID-19 to punkt przełomowy, rozdroże. Czy wykorzystamy ją jako sygnał ostrzegawczy, zwrócenie uwagi na konieczność wzmocnienia udziału ekspertyzy naukowej w stanowieniu polityk społecznych czy przeciwnie – zwrócimy się przeciw ekspertom. Proces ten przećwiczyliśmy już w trakcie reform neoliberalnych, gdy zaniedbywanie finansowania usług publicznych prowadziło do ich pogorszenia, a to stawało się argumentem do zmniejszenia ich finansowania aż po likwidację. Czy chcemy powtórki tego scenariusza? Tyle tylko, że wirus i powodowane przez niego zagrożenie nie zniknie. Jeżeli wybierzemy ścieżkę dalszego niszczenia niezależnej ekspertyzy naukowej to oddamy nasze społeczeństwa we władzę tym, którzy „handlują strachem i wątpliwościami”, szerzą teorie spiskowe, zaprzeczają pandemii, twierdzą, że „nic nie wiadomo”, więc należy żyć „jak gdyby nigdy nic”. Wirus i ilość ofiar choroby w USA i UK szybko zweryfikowały takie stanowiska.

Wiedza pozyskana w „czystej nauce” czyli rygorach laboratorium, wymaga kolejnych złożonych kroków, procedur, aby mogła być zastosowana w politykach społecznych. Kluczowa jest świadomość, że wiedza ekspercka, wiedza naukowa jest efektem procesu, że stopień wiarygodności, pewności jest uzależniony od tego, jakie dane pozyskujemy, ile ich jest i jakiej są wartości. W przypadku COVID-19 kluczowe jest zatem zwiększanie ilości testów, tworzenie baz danych osób, które zachorowały, szybkie ich agregowanie. Dzięki temu dysponując lepszymi danymi, można tworzyć maksymalnie rzetelną wiedzę na temat choroby.

Niepewność zabija, podobnie jak zabija brak działania. Ekspertyza jest jak światło latarki, pomaga się rozeznać we mgle czy ciemnościach, choć przecież nie niweluje ciemności całkowicie. W oparciu o nią można proponować możliwie naukowo w danym momencie uzasadnione polityki społeczne. Aby to osiągnąć musimy budować sieci silnych, publicznych, niezależnych politycznie i finansowo instytucji eksperckich. Tak, aby mogły one w walce z niepewnością nie bać się ograniczać zakusów władzy i kapitału.


Autor jest pracownikiem Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Diagnostyka i terapie
Katarzyna Kacperczyk: Pacjent to nie tylko leki i terapie
Diagnostyka i terapie
Konkurencyjność ma służyć pacjentom
Diagnostyka i terapie
Mamy olbrzymi problem dziury w budżecie NFZ. Tymczasem system prywatny gwarantuje pacjentom coraz lepszą dostępność
Diagnostyka i terapie
Rak prostaty. Komu jeszcze grozi seryjny zabójca?
Diagnostyka i terapie
Cyfrowe narzędzia w patomorfologii przyspieszają diagnozowanie raka
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10