Tytułowych syren z Broadmoor jest 13. Każda z nich waży dwie tony i stoi na wysokiej stalowej wieży. Jak pisze Jan Krasnowolski, przypominają „gigantyczne maszynki do mielenia mięsa". W czasie wojny rozlokowano je w Londynie, by ostrzegać mieszkańców ich przeraźliwym wyciem przed nadlatującymi niemieckimi bombowcami. Dzisiaj stoją rozmieszczone we wsiach i na polach otaczających Broadmoor – owiany złą sławą szpital psychiatryczny, a w zasadzie więzienie dla najniebezpieczniejszych przestępców w Wielkiej Brytanii.
Jeśli któryś z nich zbiegnie, to wyjące syreny ostrzegają okolicznych mieszkańców, że należy wzmóc środki ostrożności. A najlepiej zamknąć się w domu na cztery spusty, by nie powtórzyła się historia z lat 50., kiedy zbiegły morderca zabił dziewczynkę w pobliskiej wsi. To właśnie w tym zakładzie rozgrywa się akcja tytułowego opowiadania – wyznania Polaka, który w głośnej sprawie na wyspie Jersey z 2011 r. podczas popołudniowego grilla zamordował w napadzie szału sześć osób, w tym członków swojej najbliższej rodziny.
To jedna z dziesięciu historii, które na literacki sposób rekonstruuje Jan Krasnowolski, 45-letni prozaik z Krakowa. Od 2006 r. mieszka w angielskim Bournemouth. Podjął się modnego ostatnio zadania i na pozór nietrudnego. W gruncie rzeczy jednak zawierającego sporo pułapek, także o charakterze etycznym. W końcu to opowieści o prawdziwych zdarzeniach i ludziach. Bliscy ofiar niekoniecznie sobie życzą, by ktoś urządzał cyrk z ich cierpienia. Wystarczy, że część mediów już to robi.
Na szczęście to nie jest przypadek Krasnowolskiego, który z jednej strony wiernie rekonstruuje krwawe zdarzenia, z drugiej pamięta, że tworzy fikcję, a nie reportaż.