Dworzec Główny jest zaś nazwany świątynią nie tylko ze względu na wyjątkowość architektury: tu zainicjowało się kilka ważnych w życiu pisarza historii, co można określić chrztem (bojowym). To było pierwsze miejsce, jakie zobaczył w Pradze podczas pierwszej męskiej wyprawy do stolicy Czech tylko z ojcem, bez mamy, jaką odbyli na kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Jaro miał wtedy sześć lat, można więc mówić o postrzyżynach, pierwszym przejściu ze świata dziecięcego w świat dorosłych. Jaro przez chwilę poczuł się wtedy zagubiony, co na dworcu dla dziecka może być nieprzyjemne, jednak w ujęciu pisarza jest to wspomnienie życiowej inicjacji i rozpoczęcia własnej drogi. Z jednej strony ma ona walor wolności, z drugiej zaś samotności. Oba tematy są niezwykle ważne zarówno w najnowszym opowiadaniu, jak i w „Ostatniej podróży Winterberga”.
Nie bez znaczenia było to, że gdy ojciec zostawił synka (poszedł oczywiście po piwo i kofolę), małym Jarem zajął się maszynista, który pokazał mu wnętrze lokomotywy. Ze względu na słaby wzrok Jaro maszynistą nie mógł zostać, ale każdy, kto obserwuje Instagram pisarza, zobaczy, że większość czasu spędza w pociągach i restauracjach wagonowych. Ma tam pośród personelu przyjaciół, sam często przebiera się za kolejarza i stewarda z warsu, pisze i podróżuje na spotkania autorskie po całej Europie, nawet do Wielkiej Brytanii.
Kafka z żarówkową głową
Świątyniami są w Pradze także piwiarnie, w nich bowiem spotykają się Czesi, zwierzając się ze swoich radości i problemów, szczerzej niż w konfesjonale. Jaro rytualnie wręcz zaczyna swoją pielgrzymkę po praskich gospodach od Czarnego Woła nieopodal Hradczanów. Mógłby wejść do pierwszej lepszej piwiarni koło dworca, ale rytuał to rytuał, wszystko musi odbyć w ściśle określonym przez tradycję porządku, na co wpływ mają wspomnienia. To pod Czarnym Wołem ojciec Jara wypił pierwsze piwo w Pradze z kolegą z wojska, tu pierwsze piwo z licealną miłością Haną wypił Jaro. Dokonał wtedy wspaniałego wyboru: zamiast do Muzeum Komunistycznej Partii Czechosłowacji poszedł z Haną do słynnej gospody, („święty lokal”), o której wspominał mu ojciec, gdzie na ścianach pysznią się herby i sylwety czeskich rycerzy. Jaro siada zawsze pod herbem panów ze Smiřic z Czeskiego Raju, skąd on również pochodzi.
Pod Czarnym Wołem dzieją się rzeczy magiczne. To trzeba zacytować: „Gość (…) obejmuje kufel dłońmi, jakby chciał się ogrzać. (…) Potem wychyla kufel. Gdy naczynie jest puste, głowa mężczyzny rozbłyskuje niczym żarówka. Łagodnym, żółtym światłem. Wszyscy milkną i spoglądają na świecącego mężczyznę, a świecący mężczyzna rozgląda się po lokalu. Potem wstaje, płaci i wychodzi”. Gdy zgromadzeni w gospodzie pytają z niedowierzaniem, czy to, co widzieli, stało się naprawdę – jedna z obecnych kobiet mówi do męża: „Po pięciu piwach też zaczynasz świecić. I po dwóch rumach”.