Mariusz Cieślik: O wyższości świąt Wielkiej Nocy

Boże Narodzenie utopione w świątecznym kiczu już dawno straciło swój religijny sens. Wielkanoc wciąż się broni.

Publikacja: 18.04.2025 14:20

Mariusz Cieślik: O wyższości świąt Wielkiej Nocy

Foto: AdobeStock

O wiośnie można by w nieskończoność. Tak jak w nieskończoność można by o równoległości zjawisk diametralnie różnych” – zaczyna jeden ze swoich wykładów założyciel samodzielnej Katedry Mniemanologii Stosowanej profesor docent doktor Jan Tadeusz Stanisławski. Jest to, dodajmy, kolejny wykład z cyklu „O wyższości świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia”. Kultowy, swego czasu, cykl nadawano w radiowej Trójce. Najpierw w „Ilustrowanym Tygodniku Rozrywkowym”, a później w „Powtórce z rozrywki”. Dziś rzecz jest już nieco zapomniana, choć podejrzewam, że wciąż znajdzie się duża grupa dawnych słuchaczy, którzy pamiętają te monologi pełne absurdalnych skojarzeń i zaskakujących żartów. I to mimo że cała ta historia sięga swoimi początkami wczesnych lat 70.

Czytaj więcej

Mariusz Cieślik: W jakiej kwestii Bolesław Chrobry poparłby PiS?

Nie udało się przekonać rodaków do jednego – wyższości świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia

Profesor docent doktor Jan Tadeusz Stanisławski miał na swoim koncie wiele sukcesów. We wspomnianym wyżej monologu wywiódł np., że mądrość niezbędnie potrzebuje głupoty. I że nieustannie jej ulega. Przy okazji zaś wmieszał w sprawę Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. „I znowu w zimnie, znoju, pną się ratownicy GOPR-u, naiwna ludzka szlachetność i poświęcenie, aby ratować zafajdaną ze strachu głupotę. I po co? Wydaje nam się, że czas, żeby postępować inaczej. Nie przeszkadzać głupocie. Niech lezie, niech spada, niech zamarza i ginie. Tym sposobem przez dobór naturalny zostanie więcej mądrych i dochód narodowy wzrośnie na głowę”. Sami państwo widzą, że przez pół wieku nic się nie zmieniło, a jakość dobrego żartu jest niezależna od epoki.

Idzie mi tylko o to, że z Bożym Narodzeniem się udało, ale z Wielkanocą jakoś nie idzie. No dobrze, był jeden „Jesus Christ Superstar”, ale, uczciwie mówiąc, to dzieło wybitne, choć raczej odległe od Ewangelii.

Wracając do sukcesów profesora mniemanologii, to bodaj największym jest przekonanie niemałej grupy ludzi, że poprawne jest sformułowanie „i to by było na tyle”, którym kończył swoje monologi. Do jednego nie udało się Stanisławskiemu przekonać rodaków: do wyższości świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia. Muszę przyznać, że pisząc powyższy tytuł, zrobiłem typowo freudowską pomyłkę. Bo przecież wyższość świąt Bożego Narodzenia nie ulega dziś najmniejszej wątpliwości. Jeśli mówimy „o równoległości zjawisk diametralnie różnych”, o której tak przekonująco wywodził Jan Tadeusz Stanisławski, to od wielu dekad jesteśmy świadkami, jak Wielkanoc nieustannie maleje, a Boże Narodzenie rośnie. Nie muszę chyba szczegółowo wyjaśniać dlaczego. Kevin się rodzi, przychodzą „Listy do M.” i inne „Holidaye”, a Santa Claus (dla niepoznaki zwany św. Mikołajem) szaleje po galeriach handlowych przy „Jingle Bells”. Wszyscy kupują prezenty i choinki oraz padają sobie w ramiona na tradycyjnych śledzikach. Boże Narodzenie utopione w świątecznym kiczu już dawno straciło swój religijny sens. Co jest o tyle zrozumiałe, że w krajach chrześcijańskich chrześcijanie są coraz częściej mniejszością. Dla wielu „Christmas” jest już tylko popkulturowym gadżetem, który pasuje do każdego obszaru kulturowego (choinki w centrach handlowych w krajach muzułmańskich to już codzienność). Inny prześmiewca, Witold Gombrowicz, nazwał taki proces upupieniem. Jakże trafnie.

Czytaj więcej

Mariusz Cieślik: Tusk, Duda i Kaczyński w końcu mówią jednym głosem. Niestety błędnie

 Święto Zmartwychwstania upupić się nie dało

Żebyśmy się dobrze zrozumieli: nie mam tu zamiaru rozdzierać szat. Kwestionowanie faktów do niczego nas nie doprowadzi. Idzie mi tylko o to, że z Bożym Narodzeniem się udało, ale z Wielkanocą jakoś nie idzie. No dobrze, był jeden „Jesus Christ Superstar”, ale, uczciwie mówiąc, to dzieło wybitne, choć raczej odległe od Ewangelii. Tak zatem święto Zmartwychwstania upupić się nie dało. Wielkanoc nie stała się ani okazją do robienia zakupów, ani feerią świątecznego kiczu. Zapewne wynika to z samej natury tego wydarzenia, które naznaczone jest cierpieniem ukrzyżowanego Jezusa i poprzedzającą je zdradą. Pieśni wielkopostne nie nadają się na skoczne hity, a sens zmartwychwstania jest na tyle głęboki i tajemniczy, że nie da się zrobić z niego popkulturowego gadżetu. To by chyba znaczyło, że jest dla nas jakaś nadzieja.

I to by było na tyle.

O wiośnie można by w nieskończoność. Tak jak w nieskończoność można by o równoległości zjawisk diametralnie różnych” – zaczyna jeden ze swoich wykładów założyciel samodzielnej Katedry Mniemanologii Stosowanej profesor docent doktor Jan Tadeusz Stanisławski. Jest to, dodajmy, kolejny wykład z cyklu „O wyższości świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia”. Kultowy, swego czasu, cykl nadawano w radiowej Trójce. Najpierw w „Ilustrowanym Tygodniku Rozrywkowym”, a później w „Powtórce z rozrywki”. Dziś rzecz jest już nieco zapomniana, choć podejrzewam, że wciąż znajdzie się duża grupa dawnych słuchaczy, którzy pamiętają te monologi pełne absurdalnych skojarzeń i zaskakujących żartów. I to mimo że cała ta historia sięga swoimi początkami wczesnych lat 70.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Artysta wśród kwitnących żonkili
Plus Minus
Dziady pisane krwią
Plus Minus
„Dla dobra dziecka. Szwedzki socjal i polscy rodzice”: Skandynawskie historie rodzinne
Plus Minus
„PGA Tour 2K25”: Trafić do dołka, nie wychodząc z domu
Plus Minus
„Niespokojne pokolenie”: Dzieciństwo z telefonem