Diagności laboratoryjni, technicy elektroradiologii i fizjoterapeuci nie dostaną podwyżek z tzw. znaczonych pieniędzy, jak lekarze, pielęgniarki czy ratownicy medyczni. Wyższe wynagrodzenie ma im zapewnić korzystniejsza wycena świadczeń zdrowotnych, za które szpitalom i przychodniom płaci Narodowy Fundusz Zdrowia.
Czytaj też: Umiejętności zamiast kolejnych specjalizacji
– Na poniedziałkowym spotkaniu z ministrem zdrowia usłyszeliśmy, że wyceny wzrosną już od 1 marca tego roku, co ma zapewnić szefom placówek dodatkowe środki na podwyżki – mówi dr Tomasz Dybek, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pracowników Fizjoterapii (OZZPF). I dodaje, że nie padły żadne konkretne kwoty.
– Informacja była bardzo ogólnikowa i w marcu możemy usłyszeć, że podwyżek nie będzie. Minister musi wiedzieć, że nie przyjmiemy tego spokojnie. A brak systemowych rozwiązań i niepotrzebne podsycanie nadziei może doprowadzić do protestów – ostrzega Tomasz Dybek i powołuje się na przeprowadzoną przed miesiącem akcję „Nie chodź chory do pracy". W jej ramach fizjoterapeuci i elektroradiolodzy z kilku miast Polski brali zwolnienia.
– Nasze oczekiwania są proste: podwyżka o 1,6 tys. zł i pięć dni urlopu szkoleniowego. To zagwarantowałoby godne wynagrodzenie fizjoterapeutom, którzy dziś po studiach, wchodząc do zawodu, mogą liczyć najwyżej na 2,5 tys. zł brutto i często wolą pracę na kasie w supermarkecie, gdzie zarobią 4 tys. zł brutto i mają przyzwoite warunki socjalne – argumentuje dr Dybek.