Po niedawnych zamieszkach na Kapitolu władze Facebooka poinformowały, że na 24 godziny zablokowały konto Donalda Trumpa. Blokada dotyczyła również innego portalu społecznościowego – Instagrama. Następnie przekazano, że konto będzie niedostępne dla ustępującego prezydenta USA na dłużej. Blokadę założono na czas nieokreślony, przynajmniej do momentu przekazania władzy przez prezydenta Trumpa jego następcy Joe Bidenowi. Czy w takiej sytuacji możemy jeszcze mówić o wolności słowa?
Myślę, że to, co się wydarzyło w USA, niesie ze sobą ryzyko dla wolności słowa. Z pewnością bardzo mocno ją ogranicza. To, co wydarzyło się w USA, było precedensową sytuacją. A jej efekt można nazwać wręcz cenzurą.
Usunęliśmy oświadczenia prezydenta Donalda Trumpa, ponieważ oceniliśmy, że ich skutkiem – i prawdopodobnie także intencją – będzie sprowokowanie dalszej przemocy – poinformował właściciel Facebooka Mark Zuckerberg. Nie przekonuje pana takie uzasadnienie blokady konta prezydenta USA?
Mnie osobiście zupełnie nie. Ostatnie wpisy prezydenta Donalda Trumpa były uspokajające. Nawoływał w nich tłum do opuszczenia Kapitolu i zapowiedział, że godzi się na przekazanie władzy. Myślę, że decyzja właściciela Facebooka była i jest na wyrost. To raczej taka wymówka, by wprowadzić cenzurę w USA. Pamiętamy czasy, kiedy w USA płonęły miasta, wybuchały zamieszki po śmierci George'a Floyda.
Mieliśmy też u nas w kraju pełne nienawiści wpisy związane z Ogólnopolskim Strajkiem Kobiet czy publikację w mediach społecznościowych prywatnych adresów sędziów czy polityków. W tych sprawach żadnej interwencji Facebooka nie było, a publikacja tych danych była oczywistym złamaniem prawa.