Rządzący Białorusią od ćwierćwiecza prezydent Aleksander Łukaszenko liczy, że uda mu się załagodzić konflikt na linii Moskwa–Mińsk podczas spotkania z Władimirem Putinem, do którego ma dojść w przyszły piątek. W przeciwnym wypadku jego straty będą ogromne i proste do obliczenia.
W pierwszym półroczu 2018 r. Białoruś importowała z Rosji 9 mln ton ropy naftowej, płacąc 377 dolarów za tonę (nieco ponad 50 dolarów za baryłkę). W tym samym okresie średnia cena rosyjskiej ropy naftowej marki Ural na światowym rynku wynosiła nawet 68,8 dolara za baryłkę. Białoruś kupuje od Rosji rocznie około 18 mln ton surowca, nie płacąc przy tym żadnego cła. Na wewnętrzne potrzeby wykorzystuje zaledwie około 6 mln ton, reszta w postaci gotowych produktów (mazut, olej napędowy, benzyna) idzie na eksport, przeważnie do UE. Własną ropę (Białoruś wydobywa około 1,6 mln ton rocznie) Mińsk całkowicie eksportuje na Zachód, w tym roku jej cena wynosiła 487 dolarów za tonę. Od rosyjskiej ropy zależy los nie tylko dwóch białoruskich rafinerii (w Mozyrzu i Nowopołocku), ale i całej gospodarki kraju. Eksport wyprodukowanych z taniego rosyjskiego surowca paliw jest główną i najważniejszą pozycją białoruskiego eksportu.
Czytaj także: Broń hipersoniczna z Rosji straszy Waszyngton
Płacić jak Niemcy
Problem Białorusi polega na tym, że przyszłoroczny budżet już jest, ale straty z powodu rosyjskiego tzw. manewru podatkowego nie są w nim uwzględnione. Łukaszenko już wydał polecenie rządowi, by „zacisnąć pasa". W Mińsku nie ukrywają, że cięć trudno będzie uniknąć. – Rosyjski tzw. manewr podatkowy oznacza, że Białoruś w konsekwencji będzie kupowała rosyjską ropę po cenach światowych. Gdyby tak się stało, w roku 2024 Białorusini będą płacili za paliwo tak samo jak np. Polacy. Władze w Mińsku liczą na kompromis z Moskwą i innej opcji nie rozważają – mówi „Rzeczpospolitej" zastrzegający sobie anonimowość białoruski ekonomista. Trudno wyobrazić sobie na przykład polskie ceny paliw na Białorusi – średnia krajowa płaca wynosi równowartość zaledwie 1600 złotych. Obecnie Białorusini za litr benzyny bezołowiowej (E95) płacą mniej więcej 1,5 rubla (równowartość 2,7 złotego), za litr ropy – 1,6 rubla (ok. 2,9 złotego), gazu – 0,8 rubla (ok. 1,4 złotego).
O zależności Białorusi od rosyjskich surowców Putin przypomniał Łukaszence na początku grudnia w Petersburgu podczas szczytu Unii Euroazjatyckiej. Wtedy rosyjski prezydent w obecności kamer telewizyjnych rzucił, że bez integracji z Rosją Białoruś płaciłaby nie 127 dol. za metr sześc. gazu, a 200 dol. – Niemcy płacą 250 – mówił Putin, na co Aleksander Łukaszenko odparł, że to nie Berlin jest głównym partnerem strategicznym Mińska. – Na szczęście, albo niestety – dorzucił. Putin dyplomatycznie uciął tę polemikę i przeniósł dyskusję za zamknięte drzwi.