Przeciwnicy nadmiernych wydatków zarzucają Komisji, że w projekcie funduszu odbudowy miesza dwie rzeczy: istniejące już przed pandemią potrzeby inwestycyjne i rzeczywiste skutki pandemii. Chcieliby ograniczonego w czasie i kwocie pakietu pożyczek dla tych najbardziej dotkniętych pandemią, a nie dotacji dla wszystkich państw UE. Zastanawiają się też nad metodologią: czy faktycznie najwięksi beneficjenci funduszu odbudowy to kraje najbardziej dotknięte pandemią. Polska jest wysoko na liście nie dlatego, że KE ocenia, iż nasza gospodarka zostanie wyjątkowo dotknięta kryzysem. Ale dlatego, że KE bierze pod uwagę przede wszystkim dochód narodowy na mieszkańca. Jeśli to kryterium zostanie zakwestionowane, to Polska może stracić część pieniędzy.
Manewry negocjacyjne
Z drugiej strony jest stanowisko Grupy Wyszehradzkiej. W czwórce Polska, Węgry, Czechy i Słowacja tylko Polska była zadowolona z projektu KE. We wspólnym stanowisku państwa przekonują, że logika KE wykorzystania częściowo poziomu dochodu narodowego na mieszkańca powinna być wzmocniona. Czyli fundusz walki ze skutkami pandemii nie ma finansować tylko tych najbardziej dotkniętych, ale tych ogólnie mniej rozwiniętych w UE. Grupa Wyszehradzka upiera się też przy zniesieniu rabatów, z których korzysta wspomniana wcześniej czwórka oszczędnych, czyli Holandia, Dania, Szwecja i Austria. To z kolei dla tej drugiej grupy jest nie do przyjęcia. Faktycznie jednak dla Polski czy naszych południowych sąsiadów rabaty nie są kluczowym problemem i obstawanie przy ich zniesieniu to raczej manewr negocjacyjny mający na celu ochronę interesów finansowych w innych częściach pakietu Komisji.
Z grupą oszczędnych po cichu identyfikowały się Niemcy. Jednak po kilku miesiącach od wybuchu pandemii Angela Merkel zmieniła front o 180 stopni i wraz z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem wystosowała apel o stworzenie funduszu, który zawierałby dotacje warte 500 mld euro na ratowanie gospodarek w kryzysie. Berlin zdaje sobie sprawę, że zapłaci za to głównie on, ale widzi w tym interes dla swojej gospodarki. Dla eksportu potrzebuje ona siły nabywczej w innych państwach UE. Taka logika przebija się też w niektórych innych państwach grupy oszczędnych, co może doprowadzić do pęknięć w czasie negocjacji. Zdaniem duńskiej prasy Kopenhaga waha się, co jest ważniejsze: czy ograniczenie do minimum wpłat do budżetu UE, czy też ożywienie gospodarek innych państw UE? Z wewnętrznej noty rządowej wynika, że dla Danii, kraju małego i otwartego, opartego na eksporcie, konieczne jest wyważenie tych dwóch celów.
Opinia dla „rz"
Jan Olbrycht, Eurodeputowany PO, sprawozdawca PE ds. wieloletniego budżetu UE
Kryteria dystrybucji pieniędzy z funduszu odbudowy mogą się jeszcze zmienić. Czy więcej dostaną państwa najbardziej dotknięte pandemią, czy też te najsłabiej rozwinięte. Znacząca kwota blisko 64 mld euro dla Polski w propozycji KE wskazuje, że chyba oczekuje ona znaczących negatywnych skutków pandemii w naszym kraju. Dyskusji podlegać też będą warunki uzyskania pieniędzy, a więc powiązanie ich z zaleceniami z semestru europejskiego, z celami Zielonego Ładu i agendy cyfrowej, a wreszcie z wymogiem praworządności. Zmienić się mogą proporcje między dotacjami i pożyczkami.
Jak spłacić wspólny dług
Kwotę 750 mld euro UE pożyczy na rynkach finansowych. Pieniądze byłyby dostępne w latach 2021–2024, ale spłaty zaczęłyby się dopiero w 2028 roku i trwały 30 lat. Są trzy możliwości znalezienia pieniędzy na spłatę długu. Po pierwsze, mogą się na to złożyć państwa członkowskie. Udział każdego z nich wynosiłby tyle samo, ile udział we wpłatach do budżetu UE – dla Polski jest to obecnie 6 proc., czyli 30 mld euro. Druga opcja to oszczędności, czyli UE w budżecie po 2027 roku zmniejszyłaby swoje tradycyjne wydatki i z tego spłaciła dług. Wreszcie trzecia opcja, preferowana przez Brukselę, to nowe dochody własne: rozszerzenie systemu handlu emisjami CO2 na lotnictwo i transport morski, opłata węglowa na granicach zewnętrznych UE, podatek od operacji dużych koncernów, czy podatek płacony przez gigantów cyfrowych.