Początek 2020 r. to symboliczna 30. rocznica początku realizacji planu Balcerowicza, a szerzej patrząc – początku transformacji ustrojowej w Polsce. Dziś, po 30 latach, możemy się cieszyć z dobrodziejstw wolnego rynku, wyższego poziomu życia, nieograniczonych możliwości tego, co i jak chcemy robić.
Ale kapitalizm to nie tylko blaski, ma on też swoje cienie, a w czasie transformacji ujawniło się wiele problemów, których nie znaliśmy w ułudzie socjalizmu: bezrobocie, ubóstwo, nierówności dochodowe. Być może stąd wynika nieustająca krytyka planu Balcerowicza. Że można to było zrobić inaczej, lepiej, mniej radykalnie itp. Czy rzeczywiście?
Polska w ruinie
By odpowiedzieć na to pytanie, trzeba wrócić do przeszłości. Realia w 1989 r. były takie, że gospodarka socjalistyczna znajdowała się w stanie agonalnym, w prawdziwej ruinie. Na rynku brakowało podstawowych towarów, w tym żywności, a półki w sklepach świeciły pustkami. Za to ceny i płace rosły w lawinowym tempie, wspomagane dodrukiem pustego pieniądza. W sierpniu 1989 r. ceny były wyższe o prawie 40 proc. niż w lipcu. Gdyby nie podjęto reform, w ciągu roku hiperinflacja sięgnęłaby 7 tys. proc. (skończyło się na ok. 600 proc.). Miesięczne wynagrodzenie było równe około 20 dolarom, a kredytów zagranicznych nie obsługiwano od dekady. W zasadzie Polska była bankrutem.
Czytaj także: Jerzy Koźmiński: Działań interwencyjnych było sporo, dzisiaj się o nich nie pamięta