– Niewątpliwie reforma podatku od nieruchomości w Polsce jest potrzebna – zaznacza Dominik Gajewski, prof. SGH, komentując przygotowane przez Centrum Analiz i Studiów Podatkowych SGH opracowanie „Opodatkowanie nieruchomości w państwach Grupy Wyszehradzkiej". – Widać to chociażby po liczbie spraw przed sądami administracyjnymi rozstrzygającymi liczne wątpliwości wynikające z dość przestarzałej konstrukcji tego podatku – dodaje.
W Polsce podatek od nieruchomości liczony jest – mówiąc w skrócie – od wielkości powierzchni. Górne stawki wyznacza resort finansów (dla działalności gospodarczej są ok. 30 razy wyższe niż dla budynków mieszkalnych), a samorządy mają pewne możliwości ich różnicowania. Mogą np. stosować obniżone stawki, uwzględniając położenie nieruchomości oraz jej przeznaczenie, ale pole manewru jest ograniczone.
Taka konstrukcja może z jednej strony wydawać się stosunkowo sprawiedliwa, bo im ktoś ma większy dom czy mieszkanie (domyślnie jest bardziej zamożny), tym wyższy płaci podatek. Jednak z drugiej, na co zwracają uwagę m.in. samorządowcy, nie pozwala na prawdziwą wycenę wartości nieruchomości, w efekcie czego za bardzo atrakcyjną nieruchomość w centrum metropolii płaci się mniej więcej tyle samo co za znacznie mniej wartościowy budynek w małej miejscowości.
Ciekawe, że podobne rozwiązania obowiązują w większość krajów naszego regionu (np. na Słowacji, w Czechach czy na Węgrzech). I kraje te – jak wynika z raportu CASP SGH – mają podobne jak my problemy. – Na Słowacji niekorzystny jest fakt, że gminy mogą korzystać z ograniczonej liczby takich czynników, które mogłyby zapewnić większą indywidualizację opodatkowania konkretnych nieruchomości, np. ze względu na wiek, precyzyjną lokalizację, dostępność sprzętu i udoskonalenia itp., a tym samym odróżnić od siebie „podobne" nieruchomości o odmiennej wartości rynkowej – analizują Anna Vartašová i Karolína Červená z Uniwersytetu Pavla Jozefa Šafárika w Koszycach.