– RODO miało być batem na wielkie firmy, które przetwarzają ogromną ilość danych osobowych, jak Facebook czy duże sklepy internetowe – mówi Kaja Kwaśniewska, ekspertka Business Centre Club do spraw małych i średnich przedsiębiorstw. – Dotknęło wszystkich jak leci, niezależnie od tego, czy miało to sens, czy nie – dodaje.
Z punktu widzenia małych i średnich przedsiębiorstw RODO oznaczało kolejne obowiązki biurokratyczne, kolejny kłopot. Wszystkie zastanawiały się, jak do tego podejść: czy ulec ogólnej panice i wysyłać do klientów mnóstwo zawiadomień, tworzyć nowe stanowiska pracy, czy też reagować spokojnie i może dać się obsłużyć zewnętrznym specjalistom. Zwyciężyło to pierwsze. – Przepisy są bardzo ogólne. Większość firm uznała, że dla ich bezpieczeństwa należy zrobić więcej niż nakazywał rozsądek, po to, by czuć się bezpieczniej, bo zagrożenie karami jest poważne – mówi Kaja Kwaśniewska.
Czytaj także: Kiedy RODO na horyzoncie, firmy szukają zabezpieczeń
Pieniądze szły na szkolenia, dostosowanie systemów informatycznych, audyty, pozyskanie zgód klientów na przetwarzanie ich danych, czasami tworzenie specjalnych stanowisk do spraw obsługi RODO.
– Wprowadzenie nowych przepisów dotknęło praktycznie wszystkich spółek w grupie K2. Najbardziej spółkę mediową, mniej agencję reklamową, a najmniej firmę produkującą oprogramowanie – mówi Tomasz Tomczyk, prezes zarządu Grupy K2.