Mianem efektu Angeliny lekarze nazywają wzrost zainteresowania badaniami genetycznymi wśród kobiet. Panie chcą sprawdzić, czy są nosicielkami mutacji genów zwiększających ryzyko zachorowania na nowotwory – przede wszystkim piersi. Kiedy Angelina Jolie ogłosiła, że zdecydowała się na profilaktyczne usunięcie piersi (razem z operacją odtwórczą – o czym wiele osób zapomina), a później usunięcia jajników i jajowodów, uznano ją za bohaterkę. Jolie wiedziała, że jest dziedzicznie obciążona ryzykiem, a testy genetyczne to ryzyko potwierdziły.
Teraz tysiące kobiet na całym świecie chce iść w jej ślady. Popularność domowych zestawów do przeprowadzenia testów genetycznych gwałtownie wzrosła. Nawet w Polsce dostępne są proste testy wykrywające mutacje w obrębie jednego lub dwóch genów w cenie kilkuset złotych. Wystarczy zamówić paczkę pocztą, zrobić wymaz, materiał zamknąć w fiolce i wysłać ją do laboratorium. Koszt testu obejmującego kilka mutacji to ok. 300 zł. Poważniejsze testy – analiza całych genów BRCA1 i BRCA2 pod kątem występowania raka piersi i jajników – to już wydatek ok. 5 tys. złotych. Badanie predyspozycji do zachorowania na raka jelita grubego (169 mutacji w pięciu genach) to koszt 1800 zł.