Radca prawny Sławomir N.-B. wniósł o wyłączenie sędziego. W piśmie wskazał, że sędzię, która w jego ocenie nie powinna rozpoznawać sprawy jego klientów, łączą relacje towarzyskie z pełnomocnikiem procesowym strony przeciwnej. Tyle tylko, że w zarzucie nie było grama prawdy. „Pomówiony” pełnomocnik zgłosił więc sprawę do radcowskiego sądu dyscyplinarnego. Ten ukarał radcę symbolicznie – upomnieniem. Werdykt pierwszej instancji utrzymał Wyższy Sąd Dyscyplinarny Krajowej Izby Radców Prawnych.
Mecenas poczuł się dotknięty rozstrzygnięciami. Złożył kasację, którą rozpoznała właśnie Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego. Podobnie jak i w pismach do korporacyjnych sądów dyscyplinarnych prawnik wskazał, że informacje o rzekomym romansie pełnomocnika z sędzią otrzymał od swych klientów, a o tych relacjach miała informować radcę również jego aplikantka. W kasacji podkreślał również, że profesjonalny pełnomocnik nie może odpowiadać za wiarygodność informacji. Szkopuł w tym, że zarówno klienci, jak i współpracownica mecenasa rewelacji nie potwierdzili. To jednak nie przeszkadzało Sławomirowi N.-B. argumentować dalej, że każdy sposób jest dobry, by bronić interesów klienta. Nawet mijanie się z prawdą.
Czytaj też: SN: nagana dla radcy prawnego za opieszałość to kara adekwatna
Obecny na rozprawie przed SN mec. Tomasz Mazurczak, zastępca głównego rzecznika dyscyplinarnego Krajowej Izby Radców Prawnych, wniósł o uznanie, że złożona kasacja jest oczywiście bezzasadna. W jego ocenie żaden z zarzutów nie może prowadzić do zmiany wydanego orzeczenia.
– Nie są zarzutami kasacyjnymi błędne ustalenia faktyczne. Taki zarzut na etapie postępowania kasacyjnego nie może zostać skutecznie podniesiony – argumentował mecenas Mazurczak.