Zielona księga została przygotowana jeszcze w 2019 r., przeprowadzone zostały konsultacje społeczne, projekt ustawy został zamieszczony na stronie Rządowego Centrum Legislacji. I co? I nic.
Właściciele polskich firm nie oglądając się na ustawodawcę, zmuszani są do korzystania z zagranicznych fundacji rodzinnych mimo podatkowych kłód pod nogi, które co chwila są im rzucane – dość wspomnieć o przepisach o CFC, exit tax czy estońskim CIT. Dlaczego się na to decydują? Ponieważ zabezpieczenie właściwej sukcesji rodzinnych aktywów jest dla nich nadrzędne.
Czytaj więcej
Największy zespół ma Deloitte, najwyższe przychody – EY, a PwC wygrywa na giełdzie.
Dziwi brak woli politycznej, by polskim firmom rodzinnym zaoferować instytucję, która w wielu europejskich krajach jest pierwszoplanowym narzędziem do zarządzenia sukcesją. Instytucję, dzięki której polskie firmy rodzinne mogłyby pozostawać polskie przez pokolenia i budować trwałe marki.
Co takiego musi się jeszcze zdarzyć, aby ustawodawca przejrzał na oczy? Czy powinno dojść do sprzedaży kolejnej „dużej polskiej marki” na rzecz zagranicznego inwestora? Jednej, dziesięciu?