Samolot zaginął 8 marca 2014 roku. Z 239 pasażerami (w większości Chińczykami) wystartował z Kuala Lumpur do Pekinu. Ale wkrótce po starcie skręcił na zachód, a na wysokości północnego krańca indonezyjskiej Sumatry utracono z nim kontakt radarowy. – Wystartował, zawrócił i zniknął – to podsumowanie tego raportu – powiedział mąż jednej z zaginionych pasażerek po spotkaniu z przedstawicielami malezyjskich władz. – Rozczarowanie, po prostu rozczarowanie.
W ciągu czterech lat przeprowadzono jednak trzy ogromne akcje poszukiwawcze. Największa, zakończona w styczniu 2017 roku objęła 120 tys. km kw. (terytorium większe niż jedna trzecia obszaru Polski) w południowej części Oceanu Indyjskiego. Mimo braku bezpośrednich dowodów eksperci doszli do wniosku, że tam powinien był spaść samolot, któremu w końcu musiało zabraknąć paliwa. Ostatnią, prowadzoną przez amerykańską firmę Ocean Infinity przerwano już w maju 2018 na polecenie malezyjskiego rządu. Chiny, Australia i Malezja w sumie wydały na poszukiwania kilkaset milionów dolarów.
Śledczy nie stwierdzili „zmian zachowania załogi", ani też „celowego unikania radarów przez maszynę". Odrzucono również wszystkie „teorie spiskowe" (m.in. wywołanie katastrofy na odległość, rosyjski spisek w celu odwrócenia uwagi od wojskowej akcji na Krymie, porwanie przez kosmitów). „Nie można jednak wykluczyć bezprawnej ingerencji" – podano w raporcie, choć nie sprecyzowano czyjej. Część ekspertów jest jednak zdania, że samolot został porwany – nie wiadomo jednak przez kogo i po co. „Prawdopodobnie celowo zmienił kurs (...), zmiany dokonano ręcznie, a brak łączności został spowodowany tym, że system został ręcznie wyłączony lub ręcznie odcięto mu zasilanie" – stwierdził raport.
Jednak rok wcześniej w raporcie australijskich władz na temat poszukiwań poinformowano, że pilot maszyny kapitan Zaharie Ahmad Szach ćwiczył na domowym komputerze, korzystając z gry „Symulator lotu", trasę w kierunku południowej części Oceanu Indyjskiego.