Błędy, brak strategii komunikacji i granie przez ZNP va banque sprowadziło na nauczycieli niespotykaną falę hejtu. Ich sytuacja w wyniku strajku jest gorsza niż przed nim. I to jest bardzo zła wiadomość dla nas wszystkich. Z analiz, jakie przeprowadził portal „Polityka w Sieci", oraz z badań opinii publicznej wynika, że strajkujący nauczyciele utracili zaufanie społeczne, choć na początku strajku mogli liczyć na duże poparcie. Z tych samych badań wynika, że na strajku zyskują w zasadzie wszyscy, z wyjątkiem nauczycieli. Zyskuje partia rządząca, a nawet opozycja (mobilizacja elektoratu przeciw działaniom PiS). Tracą tylko ci, którzy protestują w słusznej sprawie.
Piękna katastrofa
Temat strajku (#StrajkNauczycieli) był w ostatnich dniach najczęściej poruszanym tematem w polskim internecie. Z czasem zmieniał się jednak kontekst, w jakim temat komentowano. Gdy analizie poddano setki kont na serwisach społecznościowych, okazało się, że każdego dnia maleje grupa obrońców protestu. Najpierw głosy krytyczne zaczęły pojawiać się na kontach zarejestrowanych w mniejszych miastach i na wsiach, przy czym krytykujący niekoniecznie są zwolennikami PiS-u. Nastawienie zmieniło się w chwili, w której nauczyciele nie przystąpili do przeprowadzenia egzaminu kończącego gimnazjum. Jeszcze większy odpływ nastąpił wraz z kolejnym egzaminem – tym, który po raz pierwszy piszą ósmoklasiści. Decyzja, by zostawić dzieci w tak trudnym i kluczowym momencie ich życia, była ogromnym błędem strategicznym, który stał się fundamentem porażki. Związek, zamiast wyciągnąć z tego błędu wnioski, brnie dalej, zapowiadając, że istnieje możliwość nieprzeprowadzenia matur. Jak gdyby tego było mało, wczoraj (wtorek) ZNP złożył do Najwyższej Izby Kontroli wniosek o unieważnienie egzaminów. NIK nie może tego zrobić, może natomiast o sprawdzenie ich poprawności poprosić Trybunał Konstytucyjny. Ale dokładnie tak samo może o to poprosić ZNP.
Czytaj także: Ze strajkowym problemem uczniowie i rodzice zostają sami
Co chce osiągnąć Związek robiąc takie ruchy? W związku z ryzykiem odwołania matur wściekłość daje się zauważyć także na profilach zarejestrowanych w dużych miastach, nawet tych przychylnych strajkowi. W publikowanych komentarzach przewodniczący Sławomir Broniarz jawi się jako osoba zagrażająca uczniom i/lub traktująca uczniów instrumentalnie. Ta opinia, automatycznie, przykleja się do strajkujących nauczycieli. I to w nich najbardziej uderzają błędy strategiczne i komunikacyjne ZNP. Skala internetowej nienawiści jest ogromna. Analizując trendy, widać, że w dziedzinie komunikacji ZNP porusza się jak dziecko we mgle. Tymczasem rząd – komunikacyjnie – radzi sobie modelowo. To jak zderzenie osobówki w tirem. Rząd mówi cały czas to samo – ZNP co chwila co innego. ZNP straszy uczniów i ich rodziców – rząd ich uspokaja. To dość oczywiste, że motywy i realne działania z punktu widzenia skuteczności komunikacji są rzeczą wtórną. Ktoś, kto tego nie wie, nie powinien siedzieć za sterami żadnej akcji społecznej czy politycznej. ZNP zostało ograne. A nauczyciele dostają rykoszetem.
Co z tą polityką
Szczególnie skuteczny okazał się komunikat mówiący, że strajk jest motywowany politycznie. Gdyby zastanowić się nad tym zarzutem głębiej, jest on podwójnie niedorzeczny. Każdy strajk jest polityczny (choć nie może być partyjny). Ponadto zarzucanie szefowi ZNP sympatii politycznych (których on zresztą nie ukrywa), podczas gdy szef konkurencyjnego związku, czyli Solidarności, jest radnym PiS, powinno być strzałem w kolano. A tymczasem nie było. Dlaczego? Z dwóch powodów. Po pierwsze strajkujących nauczycieli wsparli politycy. W tym ci, którzy zasiadali w rządzie (PO–PSL), który na cztery lata całkowicie zamroził pensje nauczycielskie. Taką hipokryzję przeciwnicy strajku z łatwością mogli piętnować. Argument, że strajk wybuchł dlatego, że rząd ma pieniądze dla wszystkich, tylko nie dla nauczycieli, jest nietrafiony (niezależnie od tego czy prawdziwy), bo, część z tych pieniędzy, z tych już zrealizowanych i zapowiedzianych transferów trafi także do pedagogów. Sensowność wydawania 40 mld złotych na „piątkę Kaczyńskiego" nie ma tutaj nic do rzeczy. W odbiorze społecznym to dwie niezależne sprawy.