Radosław Sikorski powtarza po Niemcach - Staniszkis

To skandal, że zasadniczy zwrot w polskiej polityce wobec Unii Europejskiej został przedstawiony przez Sikorskiego nawet nie w Brukseli, tylko w Berlinie, zanim przedyskutowano to w naszym parlamencie – mówi politolog Małgorzacie Subotić

Aktualizacja: 30.11.2011 23:25 Publikacja: 30.11.2011 23:14

Jadwiga Staniszkis

Jadwiga Staniszkis

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch

"Rz": Czy Donald Tusk ma dobry rząd na czas kryzysu w Unii Europejskiej?

Jadwiga Staniszkis:

To zależy, z jakiej perspektywy na to się patrzy. Jeśli chciał skonstruować rząd, który będzie miękkim podbrzuszem państwa, to tak.

Miękkim podbrzuszem? W jakim sensie?

Rząd niezdolny do kontrowania bardzo przyspieszonych procesów. W tej chwili jesteśmy pod wrażeniem najnowszego akordu, czyli wystąpienia ministra Radosława Sikorskiego w Berlinie. To wystąpienie przesłania i expose premiera Donalda Tuska, i – bardzo moim zdaniem racjonalne – pomysły szefa NBP Marka Belki.

Marek Belka nie jest przecież w rządzie.

Ale jest prezesem instytucji będącej kluczowym ogniwem państwa. Belka sugeruje repolonizację banków, odtworzenie kręgosłupa finansowego państwa, aby zapobiec transferom i wzmocnić akumulacje kapitału krajowego. Chciałabym jednak zacząć od wystąpienie ministra Sikorskiego. Wbrew temu, co mówi on sam oraz niektórzy komentatorzy, jest to powtórzenie, i to niedokładne powtórzenie, koncepcji, jakie wśród polityków niemieckich funkcjonują od miesięcy.

Których polityków?

Polityków właściwie wszystkich opcji. Sama o tym wielokrotnie pisałam, próbowałam kontrować te pomysły na konferencji w Berlinie organizowanej przez związaną z niemieckimi Zielonymi Fundację Heinricha Bölla. I to, co powiedział Sikorski, jest skandaliczne z kilku względów. Pierwszy to wzgląd proceduralny.

Radosław Sikorski tylko powtórzył niemiecki pomysł, w dodatku niedokładnie

To znaczy?

Tak zasadniczy zwrot w polityce wobec Unii Europejskiej został przedstawiony nawet nie w Brukseli, tylko w Berlinie, zanim przedyskutowano to w polskim parlamencie. Zresztą pod koniec Sejmu poprzedniej kadencji rząd zburzył kompromis dotyczący zabezpieczeń konstytucyjnych zwiększających rolę prezydenta i Trybunału Konstytucyjnego właśnie przy ratyfikacji tego typu zmian.

Chodzi pani o to, co się działo w komisji konstytucyjnej kierowanej wówczas przez Jarosława Gowina?

Tak. Przestrzegałam wtedy, że premier Tusk likwiduje wszystkie przeszkody, które mogłyby utrudnić federalizację Europy. Niemiecki pomysł, powtórzony przez Sikorskiego, dotyczy wielu wymiarów. Wyborów do parlamentu europejskiego za pośrednictwem partii ponadnarodowych. Stworzenia z Komisji Europejskiej takiego superrządu wyłanianego przez większość w PE stworzoną w takich ponadnarodowych wyborach po to, by uzyskać umocowanie dla ujednolicenia standardów w polityce społecznej i w podatkach...

Minister Sikorski wyraźnie mówił, że te jego pomysły nie obejmują spraw obyczajowych, narodowej tożsamości i podatków.

Ale Sikorski, jak powiedziałam, powtarza pomysły niemieckie niedokładnie. Z perspektywy strefy euro, gdy dyskutuje się o rozłożeniu na wszystkich ryzyka powstającego w niektórych krajach – czy to poprzez euroobligacje, czy nowy pakt stabilizacyjny – takie ujednolicenie polityki, w tym podatków, jest racjonalne gospodarczo. Daje kontrolę nad tymi, którzy żyją ponad stan, na koszt reszty.

To w czym problem, jeśli to jest racjonalne ekonomicznie?

Jest racjonalne ekonomicznie, ale nie dla krajów poza strefy euro. Są też inne racje: trwania państw narodowych, tożsamości, zróżnicowania Europy. W takiej formule, jaką wprowadził traktat lizboński, jest możliwości budowania indywidualnych konstrukcji, w tym odpowiadających fazie rozwoju poszczególnych krajów. Dla Polski jest zabójcze wpychanie się w tę federalizację. Kolejny wymiar niemieckiego pomysłu został właściwie już wprowadzony, a duży udział, choć mało spektakularny, miała w tym Danuta Huebner...

W czym miała udział Danuta Huebner?

W przesunięciu oceny deficytu (tego czy jest zasadny czy nie, a także ewentualnego karania) z państw na euroregion. To znowu jest racjonalne ekonomicznie.

W dobie kryzysu to chyba niezły pomysł?

Ale mamy też kryzys demokracji. Jesteśmy w momencie zwrotnym.

Co jest istotą tego momentu zwrotnego?

Większość krajów jest przeciwna federalizacji. Nawet Francja. Bo to oznacza dla niej rozbicie pewnego kręgosłupa państwa, wokół którego formowało się społeczeństwo. Znacznie bardziej zasadny jest inny pomysł. I byłoby dobrze, gdyby Polska się tego pomysłu broniła.

Jaki to pomysł?

Chodzi o to, aby nie tworzyć dyscyplinującego centrum narzucającego standardy i procedury w strefie euro, centrum, które odpowiadałoby instytucjonalnemu modelowi kapitalizmu niemieckiego. Zamiast tego powinniśmy zabiegać o powołanie w strefie euro dynamicznego ośrodka promującego rozwój. To był pierwotny pomysł prezydenta Sarkozy'ego i kanclerz Merkel. Na tym skorzystałyby też nowe państwa Unii, które powinny iść w kierunku, jaki zarysował Marek Belka.

Czy chodzi pani o propozycję polonizacji banków?

Między innymi. Chodzi o realne odbudowanie gospodarek i systemów finansowych zniszczonych we wczesnej, imitacyjnej fazie naszej transformacji. A następnie przez kryzys. Bo w naszej grupie – w krajach postkomunistycznych – to są główne wyzwania. Państwa nowe też mogłyby skorzystać z tego, że strefa euro poszłaby do przodu, przy zachowaniu spoiwa politycznego, takiego jakie jest obecnie: traktatu lizbońskiego oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. W ten sposób tworzyłaby się otwarta przestrzeń integracji nie hierarchicznej, lecz powstałej przez określenie minimalnych warunków brzegowych obecności w Unii Europejskiej.

A jak to się ma do wystąpienia ministra Sikorskiego?

Projekt federacyjny wysuwany przez Niemców, który Sikorski, choć niedokładnie, przekazał jako swój, ma dalsze konsekwencje. Część z nich już dziś ponosimy. Są pomysły europeizacji wielu obszarów, radykalnego ich odpaństwowienia. Powstają, na przykład propozycje nowej konwencji środowiskowej. Do 2050 roku miałyby być wykorzystywane tylko odtwarzalne źródła energii, nastąpiłoby zakazanie państwom eksploatacji pewnych surowców ze względu na prognozowane ryzyko. Na przykład łupków bądź elektrowni atomowych.

To są pani zdaniem złe koncepcje?

Tak, bo godzące w zachowanie tożsamości, pozbawiające państwa władzy nad sobą. Takie są konsekwencje hierarchicznego podporządkowania w UE. Niemcy zawsze przemycają kontrowersyjne pomysły, ukrywając je pod jakąś niegroźną formułą. W ten sposób forsują własne plany już od V wieku.

Ale tym razem federacyjne pomysły przedstawiał minister polskiego rządu.

Te pomysły wiele miesięcy temu sformułowali na piśmie Niemcy. To nie są pomysły ani Sikorskiego, ani Tuska. Tylko CDU, CSU, Zielonych. Gdyby Niemcy to oficjalnie przedstawili, opór mógłby być znacznie większy. Ale i tak cieszmy się, że po nas prezydencję biorą Duńczycy.

Dlaczego mielibyśmy się cieszyć?

Duńczycy, w odróżnieniu od nas, zagwarantowali sobie, że każda radykalna zmiana naruszająca pierwotne, traktatowe prawo unijne musi przejść przez referenda. A propozycja Sikorskiego narusza to prawo unijne. Nie wyobrażam sobie, by Brytyjczycy, a nawet Francuzi oraz południe Europy, choćby ze względu na swoją historię, te hierarchiczne pomysły zaakceptowali.

Jadwiga Staniszkis jest politologiem i socjologiem, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego

"Rz": Czy Donald Tusk ma dobry rząd na czas kryzysu w Unii Europejskiej?

Jadwiga Staniszkis:

Pozostało 99% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!