Żołnierze wiedzieli, że generał się boi

Zawiedli piłkarze, trener był nieobecny. Mistrzostwa Europy już się dla nas skończyły, kibice mają prawo być zawiedzeni. Wracamy do szarej rzeczywistości

Publikacja: 18.06.2012 02:28

Kapitan reprezentacji Jakub Błaszczykowski

Kapitan reprezentacji Jakub Błaszczykowski

Foto: AFP

Korespondencja z Wrocławia

Do ostatniego meczu grupowego wszystko było w naszych rękach. Mieliśmy swój stadion, swoją publiczność i po remisie z Rosją – świadomość tego, że umiejętności i zaangażowania powinno wystarczyć na najsilniejsze drużyny w Europie.

Żyliśmy w ułudzie, rozbudziliśmy swoje nadzieje trochę bezpodstawnie, liczyliśmy na to, że piłkarze dobrze grający w swoich wielkich klubach, będą potrafili równie dobrze zagrać w reprezentacji. Nie potrafili. Nie było też kogoś, kto umiałby to zmienić mądrymi decyzjami z ławki rezerwowych.

Piłkarze pewne sprawy musieli załatwiać po swojemu, bo nikt im nie pomagał

Przegraliśmy z Czechami 0:1 i dla nas Euro 2012 już się skończyło. Drużyna, która pierwszy raz od dawna potrafiła wzbudzić w Polakach falę optymistycznego patriotyzmu, niezwiązanego z żadną tragedią czy żałobą narodową, bardzo szybko sprowadziła nas na ziemię.

W decydującym, sobotnim meczu z Czechami piłkarze Franciszka Smudy zagrali beznadziejnie. Pomysł na zwycięstwo, niezbędne, by zagrać w ćwierćfinale, był nie do przyjęcia albo nie było go w ogóle. Wyszliśmy na mecz, by go nie przegrać, z przeczuciem, że w obronie musi być dobrze, a w ataku jakimś cudem uda się strzelić gola.

Za zamkniętymi drzwiami

Drużyna pozbawiona przywódcy na ławce rezerwowych brała sprawy w swoje ręce. Smudę zjadła presja, nie potrafił zrobić żadnej zmiany, która miałaby wpływ na grę, zabrakło mu odwagi na radykalne rozwiązania.

Ranga turnieju przerosła trenera, stracił charyzmę, nie cieszył się szacunkiem wśród piłkarzy. Widać było, że nie potrafi na nich wpłynąć. Jeśli w szatni trzęsły mu się ręce tak samo, jak na konferencjach przy zakładaniu słuchawek, zawodnicy musieli to widzieć, żołnierze zorientowali się, że ich generał po prostu się boi.

To, jak inni trenerzy – Grecji czy Czech – rozgrywali mecz, zmieniając ustawienie czy poszczególnych wykonawców, pokazało też, że Smudzie zwyczajnie zabrakło piłkarskiej mądrości. Przegraliśmy turniej taktycznie, przez trzy lata przećwiczyliśmy jeden wariant gry, tak samo czytelny dla kibiców i dziennikarzy, jak i przeciwników.

Z drużyny, która miała grać pięknie i ofensywnie, staliśmy się gromadą wystraszonych chłopców, którzy – jak powiedział trener – marzą, by nie przegrać z Rosją. W ostatnim meczu grupowym skazywani na porażkę Grecy pokonali Rosjan, a zwycięskiego gola strzelił Giorgos Karagounis, ten sam, który w spotkaniu z Polską nie wykorzystał rzutu karnego.

W 85. minucie naszego spotkania z Rosjanami do ławki rezerwowych podbiegł kapitan Jakub Błaszczykowski i w ostrych słowach krzyczał do Smudy, że ma niczego nie zmieniać, bo w ten sposób drużyna dowiezie remis do końca.

Odprawy trenera przed meczem też nie trafiały do zawodników. Kiedy kończyła się oficjalna część i piłkarze zostawali sami, zamykali drzwi i uzgadniali wszystko po swojemu. Wiedzieli, że jeśli we własnym gronie czegoś nie wymyślą, nikt im nie pomoże. To nie jest wyjątkowa sytuacja w światowej piłce, wielkie gwiazdy często słuchają trenerów tylko pro forma, bo potem i tak grają swoje. Polska jednak nie ma aż tak wielkich gwiazd, by nie tylko dobrze grały, ale także decydowały o tym, jak ma wyglądać sposób na zwycięstwo.

Na mecz z Czechami wyszliśmy w identycznym zestawieniu, jak na spotkanie z Rosją, którego mieliśmy tylko nie przegrać. Smuda nie wprowadził na boisko żadnego ofensywnego zawodnika, nie dał rozkazu, by załatwić sprawę tak szybko, jak się da.

Na początku drugiej części, zdejmując z boiska najlepszego w drugiej linii Eugena Polanskiego, pozbawił drużynę serca, zniszczył koncepcję, na której sam oparł grę. Tłumaczył później, że to ze strachu przed czerwoną kartką dla Polanskiego. Dariusz Dudka, który został na boisku, czerwoną kartkę mógł dostać dwa razy – za uderzenie rywala łokciem w twarz.

Samotny Robert

Zbawcę Polaków Smuda widział w Pawle Brożku, którego gole i dobrą grę w klubach czy reprezentacji pamięta chyba tylko jego rodzina. Rafał Wolski, po świetnym sezonie w Legii Warszawa i z opinią piłkarza pozbawionego kompleksów i nieobliczalnego, na Euro nie zagrał nawet minuty. Taktyka trenera nie objęła wykorzystania takiego piłkarza jak Robert Lewandowski. We wszystkich trzech meczach – jak to ujął Zbigniew Boniek – Smuda zostawił go na bezludnej wyspie z czterema rottweilerami.

We Wrocławiu pierwsza połowa nie wyglądała jeszcze najgorzej. Przynajmniej dawała nadzieję na lepszą drugą. Po przerwie Polaków na boisku już nie było, a to dlatego, że po tym, jak Grecy objęli prowadzenie w spotkaniu z Rosją, nagle na zwycięstwie zaczęło zależeć Czechom.

Jesienią zanosi się na wielkie porządki w PZPN. Jest bardzo wątpliwe, by prezes Grzegorz Lato przetrwał

Wydawało się, że dla nas to sytuacja idealna, nie musimy atakować drużyny stojącej przed własną bramką, możemy liczyć na polską broń specjalną – szybkie kontrataki. Smuda nie zmienił jednak założeń taktycznych, nie podzielił inaczej ról na boisku.

Po meczu Robert Lewandowski przyznał, że trener nawet nie poinformował ich o prowadzeniu Grecji. A przecież to był klucz do sukcesu. Wystarczyło ostrzec, że teraz Czechom będzie się bardziej chciało, że tak jak my – mają nóż na gardle i muszą się odsłonić.

Liczna komisja

– Nie jest łatwo, jak się tak gra. Ale taką mieliśmy taktykę i nic na to nie poradzę – mówił zrezygnowany Lewandowski. To miał być jego turniej, ale trener mu na to nie pozwolił. To nieprawda, że na zgrupowanie przyjechał inny zawodnik niż ten, który sieje popłoch w szeregach Bayernu Monachium i kładzie na łopatki całą Bundesligę. Niemcy potrafili wykorzystać jego atuty.

Europorażka boli wyjątkowo, dużo bardziej niż klęski na Euro 2008 czy mundialach w 2002 i 2006 roku. Mieliśmy najlepszą drużynę od lat i wymarzone losowanie. To Ukraińcy – w grupie z Anglią, Francją i Szwecją – mogą mieć pretensje do losu, my możemy mieć tylko do siebie.

Grupa wyselekcjonowana

przez Smudę dawała nadzieję, byliśmy blisko sukcesu, scenariusz turnieju pisał się tak, że dostawaliśmy w nim do odegrania jedną z głównych ról. A dziś Internet już drwi: kibice przestawili szyk z napisu na polskim autokarze – „Razem możliwe staje się niemożliwe".

Mieliśmy w składzie trzy gwiazdy z Borussii Dortmund, mieliśmy Wojciecha Szczęsnego z Arsenalu, narodzili się Przemysław Tytoń i Eugen Polanski. Mądrze poprowadzona drużyna z takimi piłkarzami miała szansę okazać się lepsza od Grecji, Czech i Rosji.

Inauguracyjne spotkanie zremisowaliśmy, chociaż prowadziliśmy i graliśmy w przewadze jednego zawodnika. Podobno zawinił stres i zasuwany dach. Po drugim meczu cieszyliśmy się jak dzieci z remisu z Rosją, bo zabrakło odważnego, by dać sygnał do zwycięstwa. Andriej Arszawin ledwo oddychał, jego koledzy zachwycili tylko w pierwszym spotkaniu, gdy pokonali Czechów 4:1, w meczu przeciwko nam byli do pokonania. Zostawianie sprawy awansu na ostatni mecz to trochę, jak uczenie się do najważniejszego egzaminu w życiu w ostatniej chwili. Dzień przed pytaniami od komisji.

Komisja była liczna, przed telewizorami zasiadło nawet 16 milionów ludzi, kibice powywieszali flagi w oknach, przystroili samochody na biało-czerwono i znowu musieli zaśpiewać, że „nic się nie stało", chociaż akurat tym razem stało się dużo. Smuda przechodzi do historii jako selekcjoner, który nie potrafił skorzystać z darów losu.

Po meczu z Czechami Błaszczykowski zamiast zająć się analizą tego, dlaczego odpadliśmy, zaatakował prezesa PZPN Grzegorza Latę w sprawie biletów na mecze dla rodzin zawodników. Stwierdził też, że dla niego najlepiej byłoby, gdyby Smuda pozostał na stanowisku. Kapitan ponosi za euroklęskę podobną odpowiedzialność, jak trener. To on także budował tę drużynę. Na jego prośbę powołania nie dostał Manuel Arboleda, a odkurzony został Marcin Wasilewski. To Kuba motywował zawodników, podpowiadał trenerowi, jak grać, żeby było dobrze.

Na konferencji po meczu we Wrocławiu Smuda stwierdził, że nie musi się podawać do dymisji, bo jego kontrakt i tak się kończy. Lato wcale jednak nie wyklucza przedłużenia umowy z trenerem, który zawalił najważniejsze mecze swojego życia. Umowa Smudy wygasa z końcem sierpnia, na razie nie ma żadnych innych kandydatów.

Porażka trenera jest także porażką prezesa. Nikt nie będzie kojarzył okresu jego panowania z sukcesami. Jesienią zanosi się na duże porządki w PZPN, wątpliwe, by Lato przetrwał. Pytanie co z trenerem, który ma poprowadzić Polskę w eliminacjach do mundialu w Brazylii. Mecz z Czarnogórą już 7 września. Jeśli będąca wciąż u władzy stara ekipa pozwoli Smudzie pracować dalej, co się stanie, gdy do rządów dojdą nowi?

Środowisko polskich trenerów, jak ognia boi się wpuścić do swojego grona obcokrajowca. Kac po Leo Beenhakkerze jest zbyt duży, Smuda miał być jak polski Alka Seltzer, ale jeśli to był najlepszy z najlepszych wybrany na najważniejszą imprezę w historii polskiej piłki, to znaczy, że trzeba znowu szukać poza granicami. Tak jak naród i media wybrały Smudę na wodza, tak teraz zapewne nie pozwolą, by pozostał na stanowisku.

Najważniejsza impreza w karierze naszych reprezentantów skończyła się klapą. Przygotowania trwały trzy lata, euforia – osiem dni. Teraz stoimy na skrzyżowaniu: idziemy w lewo, to znaczy godzimy się, że nasz chwilowy związek z wielką piłką to mezalians i zwyczajnie nie pasujemy do towarzystwa. Idziemy w prawo – próbujemy coś zmienić. Trudno pozbyć się wrażenia, że piłkarzy wreszcie mamy niezłych, tylko ktoś musi umieć poprowadzić ich do walki.

Czechy – Polska 1:0 (0:0).

Bramka:

P. Jiracek (72).

Żółte kartki:

D. Limbersky, J. Plasil, T. Pekhart (Czechy); R. Murawski, E. Polanski, M. Wasilewski, J. Błaszczykowski, D. Perquis (Polska).

Sędziował C. Thomson (Szkocja). Widzów 41 480.

Czechy:

Cech – Gebre Selassie, Sivok, Kadlec, Limbersky – Huebschman, Plasil – Jiracek (84, Rajtoral), Kolar, Pilar (88, Rezek) – Baros (90+1, Pekhart).

Polska:

Tytoń – Piszczek, Wasilewski, Perquis, Boenisch – Dudka, Polański (56, Grosicki) – Błaszczykowski, Murawski (73, Mierzejewski), Obraniak (72, Brożek) – Lewandowski.

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!