Przywołam jeszcze dzień trzeci. Była środa, 4 lipca 2018 roku, gdy kraj obiegła wieść o wyzdrowieniu przywódcy rządzącej w Polsce partii, który przeszedł operację kolana. Przywitała go okładka tygodnika „Gazeta Polska": Jarosław Kaczyński na tle rozświetlonego nieba pozdrawiał wszystkich słowami „Pokój Wam". Tymi samymi, którymi Zmartwychwstały Chrystus witał apostołów. Ale jako że jesteśmy w Polsce, znalazł się tam również dopisek: „Rozpoczynamy naszą wspólną walkę z antypolonizmem". Przeciw tej symbolicznej manipulacji i nadużyciu nie podniosły się żadne protesty, czy to ze strony laikatu katolickiego, czy też hierarchii kościelnej. Można wobec tego żywić obawę, że propagandowe próby sakralizacji władzy spowodowały infantylizację dużej części polskiego społeczeństwa, która bez zastrzeżeń aprobuje wezwanie do walki przemycone na tle symulowanego sacrum. A budowany kult rządzących dziś przywódców zaczyna nosić już znamiona religijne.
Kto jest Ofiarą
Fatalistyczna postawa, że dobrobyt bardziej zależy od „miłosierdzia" innych, tych „u władzy", nie jest czymś nowym nad Wisłą. Idzie ona w parze z niską samodzielnością i brakiem samoakceptacji. A zależności finansowej towarzyszy jeszcze emocjonalna. Tacy ludzie czują się zobowiązani i wdzięczni, gdy otrzymują pomoc, słysząc jednocześnie słowa potwierdzające ich godność. Nie ufają anonimowym instytucjom i długoterminowym projektom społecznym lub gospodarczym. O wiele łatwiej jest im odwoływać się do miłosierdzia władzy. Populiści zauważyli tę postawę Polaków (a może to mentalność?), czerpiąc o niej wiedzę z rodzinnej autopsji. Dlatego też świadczenia socjalne zostały ubrane w kostium spersonalizowanych świadczeń uznaniowych, na przykład „piątka Kaczyńskiego" czy „Jarkowe". Któż wtedy nie uwierzy, że dotacje pochodzą od tego właśnie „dobroczyńcy" i że były finansowane z jego własnego budżetu? Dlatego gdy przedstawiciele władzy na spotkaniach w małych miejscowościach ogłaszają przybycie kolejnej „Manny z Nieba", tłumy skandują „dziękujemy" na przemian z nazwiskami czczonych przez nich przywódców.
Tych samych, którzy – jak na przykład Mateusz Morawiecki – niosą po kraju mesjanistyczne przesłanie, że to za przyczyną „zaborców i najeźdźców" Polska cierpiała w zacofaniu i biedzie. Pozostała jednak przy wierze przodków. I pozostanie nadal, choć ofiarę składamy dalej, tym razem na ołtarzu Unii Europejskiej. Niemal już każda krytyka lub procedura wszczynana przez KE nazywana jest „biczowaniem Polski", czyli terminem związanym w polszczyźnie z Męką Pańską. Instytucje europejskie występują w roli oprawców Chrystusa, mającego oblicze Polski lub bliskich nam Węgier. Popierający władzę gotowi są walczyć z każdym, kto kwestionowałby ich status ofiary.
Kto jest Szatanem
W XXI wieku, epoce internetu, natłoku informacji i opinii, granica między tym co rzeczywiste, a wymyślone zaczyna się zacierać. Może dlatego wyobraźnia religijna Polaków nabiera przekonania, że szatan staje się dla wielu realniejszy niż kiedykolwiek. W prostej, polskiej demonologii, szatan przyjmuje postać osobową, „wstępując w człowieka".
Najsłynniejszy i najbardziej podstępny zarazem koncept diabła sprowadza się do konsekwentnej negacji własnego istnienia. To stanowi zaś kwintesencję szatańskiej przebiegłości. Może być on istotą dwoistą, przerażająco silną, gdy trzeba, lub słabą, gdy wymagają tego okoliczności. Osoby skrajnie konserwatywne, odczuwające rozprzestrzenianie się metafizycznego „zła", w postulacie tolerancji dostrzegają szatańskie odwrócenie wartości. To do nich przemawia demoniczne określenie „wilczych oczu Donalda Tuska", które do obiegu wprowadził Jarosław Kaczyński. Rysowana przez propagandę postać Tuska, reprezentanta wartości „Zachodu", jest wykrętna i przebiegła. Posiadać ma moc manipulacji „starą Europą przeciwko Polsce", jednocześnie być nieudolnym, słabym i leniwym.
W oczach osób nieoddanych bezkrytycznie władzy to postać Jarosława Kaczyńskiego ma posiadać moc odwracania wartości i pojęć. Potrafi on bowiem skutecznie wyłączyć działanie konstytucji i instytucji państwa demokratycznego, nazywając to „czynieniem dobra". Jednocześnie jest uważany za anachronicznego starca, bez konta w banku, prawa jazdy i oderwanego od wyzwań współczesnego świata. Chce być „zbawcą Polski", a zapłacić może za to cenę potępienia, tak jak szereg innych, podobnych sprzed 1989 roku.