Myślałem, że będzie łatwiej, polska liga to głównie walka

Trener Wisły Kraków Robert Maaskant dla „Rz” o rundzie jesiennej

Publikacja: 29.11.2010 01:16

Myślałem, że będzie łatwiej, polska liga to głównie walka

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

[b]Rz: To, że Wisła jest druga w tabeli po zakończeniu rundy jesiennej, napawa pana dumą czy raczej świadczy o słabości polskiej ligi?[/b]

Robert Maaskant: Po takim początku sezonu, jaki miała Wisła, chyba nikt nie wymagał od nas zakończenia rundy na drugim miejscu. Udało się zbudować atmosferę w drużynie, mamy ducha walki, który jest niezbędny do sukcesów. Ale przecież nie ma co się oszukiwać. To jeszcze nie jest to, o czym wszyscy marzą.

[b]Ciągle powtarza pan, że Wisła jest w budowie. Czyli drugie miejsce przyszło łatwiej, niż się pan spodziewał?[/b]

Kiedy przychodziłem do Wisły, myślałem, że o sukces będzie dużo łatwiej. Spodziewałem się, że dziewięć, dziesięć meczów wygrywać będziemy na luzie, a kilka w sezonie będzie wymagało wielkiego wysiłku – wiadomo, myślałem o starciach z Legią czy Lechem. Okazało się, że by pokonać innych rywali, również trzeba zagrać na więcej niż 100 procent. A jednocześnie – za łatwo gubiliśmy punkty w meczach, w których byliśmy wyraźnie lepsi. Na przykład w Bełchatowie czy w spotkaniu u siebie z Koroną Kielce.

[b]Jesteście nieprzewidywalni. Wisła traciła punkty, gdy była lepsza od rywala, ale też wygrywała niezasłużenie wysoko, np. z Lechią.[/b]

Ostatnie lata rozpieściły kibiców, którzy teraz wymagają od Wisły, by grała futbol marzeń. Jak Barcelona. Uważam, że zasłużyliśmy na zwycięstwa z Legią czy Lechią, a jeśli ktoś uważa, że ich rozmiar jest za duży, niech się zastanowi, czy my z kolei zasłużyliśmy na to, by przegrać z Lechem aż 1:4? Polska liga to głównie walka, nikt nie rozdaje punktów za darmo. Zaskoczyła mnie na przykład świetna gra Jagiellonii Białystok, zwłaszcza na własnym boisku. Co prawda, jak jechaliśmy tam 20 godzin, to zrozumiałem, w czym tkwi trochę sukcesu... W Wiśle zauważyłem jedną prawidłowość: gramy lepiej z lepszymi drużynami. Kiedy występujemy w roli faworytów, coś zaczyna szwankować.

[b]Kiedy piłkarze Wisły zaczęli grać tak, jak pan sobie to wyobraził? Zaczęło się od gola w ostatniej minucie derbów z Cracovią?[/b]

Wcześniej. Na zgrupowaniu w Zakopanem zmieniliśmy taktykę, dużo rozmawialiśmy. Później jeszcze przegraliśmy z Lechem, ale nie zmieniliśmy tego, co wspólnie udało nam się wypracować. W końcu zaskoczyło. Przeciwko Cracovii pojawił się „team spirit”, wszedłem do szatni po meczu i wiedziałem, że już będzie dobrze. Wszyscy śpiewali, tańczyli. Później w telewizji wytykali nam błędy, a że jestem na tym punkcie wrażliwy, wszystko przeanalizowałem. Może błędy były, ale dla mnie liczyło się to, że tego dnia wszyscy w mojej drużynie sobie pomagali.

[b]Cieszy się pan, że Bogusław Cupiał jest cierpliwszy niż Józef Wojciechowski?[/b]

Nigdy nie stresuję się tym, że ktoś może mnie zwolnić. Zawsze może, skoro podejmuje decyzje. Pan Cupiał interesuje się drużyną, jest świetnie poinformowany, zna relacje między mną i piłkarzami. Wiedział, że powstaje drużyna. I wiedział, że tego się nie da zrobić z dnia na dzień.

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!