Jeśli Czesi zachowają regularność z poprzednich turniejów, to na Euro powinni dojść co najmniej do półfinału Od kiedy mają samodzielną reprezentację, zdecydowanie lepiej gra im się w mistrzostwach Europy niż świata. Na mundialach nie odnoszą sukcesów nawet wtedy, gdy mają w zespole prawdziwe, wielkie gwiazdy.
Podczas Euro w 1996 roku na boiskach Anglii doszli niespodziewanie do finału, w którym w dogrywce przegrali z Niemcami, po dwóch golach Olivera Bierhoffa. Po tym turnieju pół składu rozjechało się do największych europejskich klubów: Karel Poborsky do Manchesteru United, Pavel Nedved do Lazio Rzym, Radek Bejbl do Atletico Madryt, by wymienić tylko tych najbardziej znanych, a reprezentacja nie zdołała się dwukrotnie zakwalifikować do mundialu.
Do następnego Euro zresztą też. Wystąpiła dopiero w 2004 roku w Portugalii i grała pięknie, grupowy mecz z Holandią, wygrany 3:2 przeszedł do historii, a Nedved i Poborsky przeżywali drugą młodość. Niestety, w półfinale na drodze Czechów stanęła nudna, ale silna Grecja i trzeba się było zadowolić brązowymi medalami.
Dwa lata później na mistrzostwa świata się nie zakwalifikowali, a na Euro 2008 zwojowali niewiele – odpadli już w fazie grupowej. Przed turniejem jakby przeczuwali, co się święci. Wobec kontuzji Tomasa Rosicky'ego wzywali do powrotu Pavla Nedveda, który powoli kończył karierę, ale nadal wydawał się niezastąpiony.
Po turnieju zrezygnował też drugi filar drużyny, trener Karel Brueckner i zaczęły się poważne kłopoty, a kolejni trenerzy nie radzili sobie z zadaniem. Eliminacje do mundialu w RPA (w grupie grali z Polakami) zaczął Petr Rada, a kończył prezes federacji Ivan Hasek, który wyznaczył sam siebie. W międzyczasie na jeden mecz pracę dostał jeszcze, znany z Arki Gdynia, Frantisek Straka i na efekty tej karuzeli nie trzeba było długo czekać.