Zawieszenie broni między Hamasem a Izraelem obowiązuje od piątku rano. W niedzielę po południu wciąż było przestrzegane. Szczegółów wynegocjowanego przez Egipt porozumienia nie podano do publicznej wiadomości. Czy Izrael podjął jakieś zobowiązania w kwestiach, które wywołały palestyńskie zamieszki, a potem zmasowany ostrzał rakietowy z Gazy w kierunku Izraela? – Nie ma żadnych zobowiązań, umowa o zawieszeniu broni jest bezwarunkowa – wynikało z doniesień mediów izraelskich.
Te wybuchowe kwestie to: wyrzucanie Palestyńczyków z ich domów w Szejch Dżarrah we wschodniej Jerozolimie (Sąd Najwyższy w czasie zamieszek odłożył wydanie decyzji, na czerwiec) oraz dokonywanie przez Izraelczyków interwencji w świętych dla muzułmanów miejscach na Wzgórzu Świątynnym.
Egipt nadal w weekend mediował – tym razem w sprawie dostarczania pomocy humanitarnej i odbudowy Strefy Gazy. Podstawowe pytanie brzmi: czy dojdzie do negocjacji w sprawie długofalowego rozwiązania konfliktu? Dominujące w Izraelu środowiska prawicowe raczej nie są tym zainteresowane. – Tak długo jak oni nas nie ostrzeliwują, nie potrzeba żadnych porozumień – mówi „Rzeczpospolitej" Efraim Inbar, szef Jerozolimskiego Instytutu Strategii i Bezpieczeństwa, konserwatywnego think tanku.
Prezydent Joe Biden nieśmiało wspomina o konieczności powrotu do rozwiązania zwanego two-state, co oznaczałoby powstanie obok Izraela państwa palestyńskiego. Wymagałoby to jednak wstrzymania osadnictwa żydowskiego na Zachodnim Brzegu Jordanu. Amerykańskie naciski (przed epoką Trumpa – bo on totalnie wspierał Izrael) nigdy nie przyniosły rezultatu, Izrael poszerzał swoje terytorium.
– Amerykanie będą próbowali powstrzymać ekstremalne zachowania w Izraelu. Będą szukali rozwiązania problemu palestyńskiego innego niż to Trumpa. Tyle że głównym rozgrywającym po stronie palestyńskiej będzie teraz Hamas – mówi „Rzeczpospolitej" sudański analityk i polityk opozycyjny Adil Abdel Aati.