Brytyjski dokument może wzbudzać skrajne emocje. Jednych zbulwersuje, dla innych będzie fascynującą opowieścią o tradycyjnym afrykańskim społeczeństwie, pokazującą inny ideał kobiecości.
Mieszkający w zachodniej Ugandzie członkowie plemienia Bahima żyją w glinianych lepiankach krytych słomą, ale ubierają się jak ludzie Zachodu. Noszą garnitury, skórzane buty, a gdy chcą komuś zaimponować, jadą do niego taksówką, mimo że w okolicy prawie nie ma dróg. Bahima zajmują najwyższą pozycję w hierarchii społecznej. Do nich należy cała ziemia, hodują krowy, których liczba świadczy o zamożności.
Młody Moses ma stado liczące dwadzieścia sztuk. Właśnie zdecydował, że pora się ożenić. W oko wpadła mu 17-letnia Sheila. – Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy, wiedziałem, że Bóg zesłał ją dla mnie – mówi. – Jest piękna, wysoka i nie za chuda. Ma wspaniałe, grube nogi. Jeśli będzie się ją karmiło mlekiem, stanie się tłusta i piękna.
Chłopak dobija targu z przyszłym teściem Koribem. Ustalają, że pan młody zapłaci dziesięć krów za żonę. – Nie sprzedajemy swoich córek – tłumaczy Korib. – To po prostu wyraz wdzięczności rodziny Mosesa za oddanie mu naszej córki.
Trudno tu jednak mówić o małżeństwie z miłości. Narzeczeni nigdy ze sobą nie rozmawiali – poznają się dopiero po ślubie. Sheila wolałaby się dalej uczyć, pójść do college’u, musi jednak podporządkować się rodzinnej tradycji. Cztery miesiące przed ślubem wysłana zostaje do „tuczarni”, gdzie pod okiem swojej babci przybierać będzie na wadze.