Głos z lewicy - Adam Ostolski
Kilka tygodni temu miała miejsce premiera trzeciego sezonu „The Walking Dead", serialu osadzonego w świecie opanowanym przez zombi. W Stanach Zjednoczonych pierwszy odcinek obejrzało niemal 11 milionów widzów – ponad dwukrotnie więcej niż premierowy odcinek pierwszego sezonu dwa lata temu. W momencie, gdy piszę te słowa, oficjalna strona serialu na Facebooku ma już około 11,5 miliona fanów. Śledzenie słupków oglądalności może być z pewnego punktu widzenia równie wciągające, jak przyglądanie się perypetiom jego bohaterów.
Cóż takiego jest w zombi, owych pokracznych, zdehumanizowanych istotach, zdolnych przyciągać przed ekrany miliony widzów? Do jakich fantazji widzów serial apeluje, jakie porusza w nich struny, jaki buduje obraz świata? Czy w postapokaliptycznym krajobrazie można odnaleźć metafizyczne echa katastrofy, jaką dla klasy średniej okazał się ostatni kryzys finansowy?
Czytaj więcej w Kulturze Liberalnej
Głos z prawicy - Piotr Zaremba
Zombies, żywe trupy, to postaci mające długą literacką i także popkulturową tradycję. Jednak pomysł, że zmienia się w nie zdecydowana większość ludzkości, a nieliczni walcząc o przeżycie, miotają się pośród wymóżdżonych krwiożerczych eksludzi, już tak bardzo stary nie jest.
Początek to oczywiście sławna „Noc żywych trupów" George'a Romero z roku 1968, film jeszcze czarno-biały i wtedy nietypowy. Szokująca była jego drastyczność, tak różna od wcześniejszych, znacznie mniej dosłownych horrorów. Romero nie tylko popchnął kino grozy na nowe tory: epatowania naturalistycznym, choć jeszcze zręcznie dawkowanym okrucieństwem (styl gore), ale otworzył na dokładkę podgatunek. Pojawiły się, choć co charakterystyczne nie od razu, dziesiątki obrazów opartych na podobnym założeniu. Ostatnio do grona tego dołączył serial „Walking Dead".