- Aleksandrę Koncewicz poznałem, gdy zaczynałem pracę w Teatrze Na Targówku. – wspomina Artur Barciś. - To był teatr muzyczny, a ona była jakby z innego świata. Miała wszystkie cechy wielkiej gwiazdy teatru dramatycznego. Była silną osobowością, doskonale wpisywała się w typ aktorki-heroiny, oprócz talentu miała wielką klasę. Do nas, młodych, podchodziła zawsze życzliwie. Byłaby ozdobą każdego teatru i dziś mogłaby być wymieniana w czołówce polskich aktorek. Ale miałem wrażenie, że zupełnie jej na tym nie zależało, jakby nie odczuwała potrzeby bycia sławną. W tym zawodzie to rzadkość.
Zanim stała się gwiazdą scen poznańskich, zaczynała w Bydgoszczy od roli Hesi w „Moralności pani Dulskiej” Potem była m.in. szekspirowska Oliwia w „Wieczorze Trzech Króli”, Wiwia w „Profesji pani Warren”. Później nastąpił okres poznański w Teatrze Nowym i Polskim. Tu pojawiły się propozycje, o których wiele aktorek mogłoby jedynie pomarzyć: Luiza w „Intrydze i miłości”, Wiola w „Wieczorze Trzech Króli”, Sylwia w „Niestałości serc” Marivaux, tytułowa Nora w „Domu lalki” Ibsena.
- Scena była moją wielką miłością w pełni odwzajemnioną i dlatego nie miałam żadnych wątpliwości, czy w 1960 roku przyjąć kolejną wielką postać w teatrze, czy zadebiutować w filmie. Zwłaszcza że proponował mi rolę pewien debiutant – wspominała z uśmiechem, gdy rozmawialiśmy. - Tyle, że tym debiutantem był Roman Polański, a propozycją - jego nominowany potem do Oscara „Nóż w wodzie”. Polański poszukiwał aktorki wysportowanej, a ja wtedy dobrze pływałam i grałam w siatkówkę. Ale gdy miałam do wyboru: zagrać w filmie, czy Klarysę w „Fircyku w zalotach”, a potem tytułową Ondynę w sztuce Jeana Giraudoux, nie było wątpliwości, że wybiorę teatr.
W „Nożu w wodzie” zagrała ostatecznie Jolanta Umecka. A rola ta nie stała się trampoliną do jej dalszej kariery, tak jak to było w przypadku obu panów - Zygmunta Malanowicza, a zwłaszcza Leona Niemczyka.
Aleksandra Koncewicz natomiast kontynuowała teatralną karierę, zachwycając nie tylko talentem dramatycznym, ale i wokalnym jako Jenny w „Operze za trzy grosze”. Była niezwykle ceniona przez legendarnego Stulka, czyli Stanisława Hebanowskiego, który obsadził ją w roli Teresy w „Lamencie” Choromańskiego i Prezydentowej w „Niebezpiecznych związkach”. Aż pięć postaci zagrała w poznańskiej premierze „Niech no tylko zakwitną jabłonie” Agnieszki Osieckiej. Była Elwirą w „Mężu i żonie” Fredry oraz Heleną w „Trojankach” Eurypidesa. Zagrała też w polskiej premierze sztuki „Dwoje na huśtawce” z Romualdem Szejdem, późniejszym twórcą warszawskiej Sceny Prezentacje.
W 1967 roku Ireneusz Kanicki, doceniając jej talent wokalny, poprosił o nagłe zastępstwo za chorą koleżankę do spektaklu „Dziś do ciebie przyjść nie mogę”, z którym warszawski Teatr Klasyczny zaproszony został na amerykańskie tournée. Po kilku następnych sezonach w Poznaniu Aleksandra Koncewicz zdecydowała się na przenosiny do Warszawy. Grała w Teatrze Klasycznym i w Rozmaitościach. Ponieważ Wojciech Solarz, przygotowując „Lato w Nohant” w 1977 roku zaproponował jej postać George Sand, potem zaś zdecydował się powierzyć ją Kalinie Jędrusik, a jej zaproponował dublurę, Aleksandra Koncewicz zdecydowała się na przyjęcie propozycji Mariana Jonkajtysa i przeniosła do Teatru na Targówku. Tam grała w spektaklach dramatycznych, z aktorską młodzieżą pracowała nad słowem. Ze wzruszeniem wspominała, gdy teatr odwiedził zaproszony przez Mariana Jonkajtysa Lech Wałęsa tuż przed stanem wojennym.