Teatr opanował ulice i fabryczne hale, wielkie stadiony i małe podwórka, a teraz za sprawą Barbary Wysockiej i Michała Zadary wszedł do gabinetu lekarskiego. Miejsca dla widzów byłoby w nim wszakże niewiele, więc aparaturę medyczną przeniesiono bez scenograficznych upiększeń na kameralną scenkę warszawskiego Teatru Polskiego.
Obecne są dwie lekarki po specjalizacjach i pacjentka Barbara Wysocka, która wkrótce zostanie matką. Widz zaś podgląda obraz USG człowieczka, który przyjdzie na świat, słucha bicia serca jego i matki. Tylko subtelna muzyka grana na żywo stwarza klimat.
Kim zatem jest Barbara Wysocka? Pacjentką czy jednak aktorką opowiadającą w trakcie badań historię króla Edypa? Kreuje teatralny świat czy dzieli się lękiem kobiety przed rozwiązaniem? Żadna przecież matka nie chciałaby, aby jej syn podzielił los władcy Teb. Nawet nie w sensie dosłownym, lecz metaforycznym; mały chłopiec zawsze ma w sobie coś z Edypa: pierwsze uczucia seksualne kieruje ku matce, pierwszą chęć wymierzenia kary – ku ojcu.
Tragedię Sofoklesa Barbara Wysocka łączy z opiniami Freuda, z fragmentami „Anty-Edypa” Deleuze’a i Guattariego. To za nimi powtarza, że świat wypełniony jest maszynami – produkującymi i pragnącymi. Jakby w ten sposób pragnęła zabić w sobie obawę, że życiem każdego człowieka – a więc i przyszłego dziecka – rządzi nieuchronny los, w co właśnie wierzył Sofokles.
Ale w tym, co mówi do widza Wysocka, jest nieszczerość i poza. Jako kobieta nie potrafi poruszyć swoimi obawami, jako artystka podejmuje jedynie chłodną, intelektualną grę konwencjami i mitami.