Najpierw powstanie zespół ekspertów, złożony z parlamentarzystów, samych Aborygenów oraz konstytucjonalistów, który przygotuje materiały do ogólnonarodowej dyskusji. Propozycje zostaną przygotowane do końca 2011 r. Nie jest jasne, co ostatecznie miałoby się w ustawie zasadniczej znaleźć.
– Nadszedł czas, aby w konstytucji Australii uznać pierwotnych mieszkańców naszego kraju. Wierzymy, że będzie to ważnym krokiem dla budowania wzajemnego zaufania i szacunku – powiedziała premier Gillard.
Jednak sytuacja jest skomplikowana, bo w minionych latach spośród 44 referendów tylko osiem okazało się ważne. Wymagana jest bowiem nie tylko większość w skali kraju, ale też większość w ponad połowie stanów, tworzących Australię – pisał dziennik „The Australian”.
Potrzebne więc będzie także poparcie opozycji. Liberałowie już zapowiedzieli, że będą popierać głosowanie na „tak”, ale są przeciwni włączaniu parlamentarzystów w zespół ekspertów. – To australijskie społeczeństwo powinno podjąć decyzję bez wtrącania się parlamentarzystów – mówił liberalny senator Nigel Scullion, szef resortu aborygeńskiego w opozycyjnym „gabinecie cieni”. Jego zdaniem referendum powinno być przygotowane przez Narodowy Kongres Pierwszych Narodów Australii, czyli ogólnokrajową reprezentację Aborygenów.
Tymczasem znany działacz aborygeński, naukowiec ze stanu Queensland Sam Watson, oskarżył panią premier o posługiwanie się Aborygenami dla poprawienia notowań opinii publicznej. – Jeśli biała Australia chce naprawdę włączyć naszą prawdziwą historię do konstytucji i odzwierciedlić w ten sposób jakiś rodzaj prawdziwych przeprosin dla Aborygenów, mówię „tak” – powiedział, cytowany przez „Sydney Morning Herald”. – Ale powinniście wspomnieć o ukradzeniu naszej ziemi, o masowym ludobójstwie Aborygenów, a także fakt, że do tej pory nie zawarto traktatu między Koroną brytyjską i pięciuset plemionami aborygeńskimi – dodał.