– W żadnym innym kraju niemiecki wywiad [BND] nie miał tak szerokich możliwości rozpoznania, jak w Afganistanie. A jednak przeoczył to, co najważniejsze. Jak mógł się tak mylić? – pyta dziennik „Süddeutsche Zeitung". – Eksperci wywiadu twierdzą, że BND miał doskonałe kontakty, w tym z talibami. Dlaczego więc ten błędny osąd, że talibom podobno daleko do przejęcia władzy w Kabulu? – dorzuca się „Focus Online". Takich głosów jest cała masa.
Niemcy są jedynym krajem w Europie, w którym tak intensywnie szuka się winnych chaosu z ewakuacją tysięcy osób z Afganistanu, a tym samym odpowiedzialnych za złą ocenę sytuacji przed upadkiem Kabulu. Nie wystarcza, że do błędów przyznała się już w poniedziałek kanclerz Angela Merkel. Ona pożegna się wkrótce z polityką, po wrześniowych wyborach do Bundestagu.
Tak jak CIA
– Jest to oczywiście związane z kampanią wyborczą, co sprzyja wzajemnym oskarżeniom oraz szczególnie krytycznej ocenie działań rządu – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Jochen Staadt, politolog z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie.
Nie ma wątpliwości, że proces poszukiwania winnych wzmacniają problemy akcji ewakuacyjnej. Można by ją przygotować, gdyby na czas służby wszczęły alarm.
Cała sprawa urasta do rangi ratowania honoru Niemiec, kraju, który nie wahał się przyjąć miliona migrantów w czasie wielkiego exodusu przed kilku laty. W takiej atmosferze odium spada obecnie na Federalną Służbę Wywiadowcza (BND). – Chcemy i powinniśmy wyjaśnić, jaką rolę odegrała BND w związku z niepowodzeniami podczas ewakuacji w Kabulu – głosi Patrick Sensburg, deputowany CDU zajmujący się służbami wywiadowczymi. Takie opinie prezentują przedstawiciele wszystkich ugrupowań politycznych.