Alternatywa dla Niemiec (AfD) to partia populistycznej prawicy, przyciągająca zarówno ekstremistów i nacjonalistów, jak i elektorat protestu. W wyborach do Bundestagu, które odbyły się 23 lutego, zajęła drugie miejsce, zdobywając aż 20,8 proc. głosów. Pozostałe partie, mające przedstawicieli w parlamencie federalnym, nadal ją programowo izolują.
Ledwie pięć tygodni po wyborach notowania AfD w sondażach jednak wzrosły.
Gdyby odbyły się nowe wybory, to koalicja CDU/CSU i SPD nie miałaby większości. Z powodu AfD
Teraz ma poparcie 23-24 proc. ankietowanych, od zwycięskiej chadeckiej CDU/CSU dzielą ją ledwie 2-3 punkty procentowe (w lutowych wyborach było to prawie 8 pkt). I co może najważniejsze – wzrost notowań AfD spowodował, że gdyby odbyły się nowe wybory, to po nich partie mainstreamowe musiałyby utworzyć koalicję składającą się z trzech ugrupowań. We współczesnych Niemczech przetestowano to raz, boleśnie – skończyło się niedawno upadkiem rządu Olafa Scholza.
Zgodnie z sondażami większości w Bundestagu nie miałby rząd CDU/CSU i SPD, który jest właśnie w trakcie tworzenia. Ani żaden inny dwupartyjny – chyba że tą drugą partią byłaby AfD. Ona wraz z ugrupowaniami chadeckimi miałaby sporą większość mandatów. Powstanie takiego rządu to koszmarna wizja elit. Przyszły kanclerz i szef CDU Friedrich Merz zapewnia, że się nie spełni.
Czytaj więcej
Hasła „reemigracja”, „wysokie koszty życia” oraz „pokój” i „Elon Musk”. To ma pomóc AfD w osiągni...