Pole namiotowe, koncerty pod gołym niebem – festiwal Piłorama (od maszyny tartacznej, przy której pracowali więźniowie) przypomina Przystanek Woodstock. Ale rozrywka przeplata się tu ze sprawami cięższego kalibru.
[wyimek][b][link=http://www.rp.pl/galeria/29,513608.html]Zobacz galerię zdjęć[/link][/b][/wyimek]
– Nasza konstytucja przekształciła się w stalinowską. W tym sensie, że rzeczywistość jest bardzo daleka od tego, co zapisano w ustawie zasadniczej – grzmi Siergiej Kowaliow. Przekaz jest jasny. To, że w Rosji odbywa się masowa impreza poświęcona prawom człowieka, nie oznacza, iż można uznać temat za zamknięty. – Żyjemy w Rosji już nie totalitarnej, ale wciąż dostajemy od społeczeństwa sygnały, że jest gotowe zrezygnować z części swobód – mówi permska rzeczniczka praw człowieka Tatiana Margulina. Piłorama to ogólnorosyjski zlot opozycjonistów i działaczy praw człowieka. Przyjeżdżają tu dysydenci, jak Kowaliow czy Natalia Gorbaniewska, ludzie z Memoriału i opozycyjnych mediów. I tysiące zwykłych Rosjan.
Ubrani często jak na plażę z powodu niemiłosiernego upału przechadzają się między płotami i drutem kolczastym, zachodzą do baraków, w których umieszczono ekspozycje przypominające koszmar kolektywizacji, stalinowski kult jednostki, represje wobec „wrogów narodu” – działaczy praw człowieka, pisarzy, poetów. Dominują młodzi ludzie, ale są i starsi, rodzice z dziećmi, nauczyciele, duchowni. Dyskutują o subkulturach młodzieżowych, sztuce, prawach człowieka.
[srodtytul]Bliska przeszłość[/srodtytul]