Dowództwo Wolnej Armii Syryjskiej poinformowało, że operacja „Damasceński Wulkan i Trzęsienia Ziemi w Syrii" została rozpoczęta „w odpowiedzi na masakry i barbarzyńskie przestępstwa", które popełniły władze. Siły rebeliantów rozpoczęły więc „ataki na wszystkie posterunki sił bezpieczeństwa w miastach i na prowincji". Chcą zatarasować wszystkie drogi międzynarodowe, od Aleppo na północy po Darę na południu i od położonego na wschodzie Deir Ezzor do znajdującej się na wybrzeżu Morza Śródziemnego Latakii.
Kilka godzin później doszło do starć w samym Damaszku. Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka podało, że trwały ostre walki między „powstańczymi batalionami" i siłami reżimowymi w dzielnicach Damaszku i podstołecznych miejscowościach. W al Midan i al Kabun wojska rządowe użyły śmigłowców bojowych i pojazdów pancernych.
Władze zapowiedziały wcześniej, że będą bronić stolicy. „Nigdy nie dostaniecie Damaszku" - głosił tytuł w prorządowym dzienniku „Al Watan". Ale, jak donosiła po południu BBC, do strzelaniny doszło w samym centrum miasta, na placu, przy którym znajduje się siedziba banku centralnego.
Z informacji regularnie podawanych przez Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka wynikało, że walki mają miejsce nie tylko w stolicy. Do starć dochodziło w różnych miastach, położonych w oddalonych od siebie prowincjach.
Według gen. Awiwa Koczawiego, szefa izraelskiego wywiadu wojskowego, upadek reżimu Asada to tylko kwestia czasu. Jego zdaniem nastąpi najpóźniej za dwa lata, choć może mieć miejsce nawet i za miesiąc. Jednak jego zdaniem w Syrii obserwować można wzrastającą siłę „dżihadystów", co może być groźne dla Izraela. - Iran i Hezbollah przygotowują się na upadek Asada - powiedział Koczawi, cytowany przez izraelski dziennik „Haarec"