Głównym powodem tych rozważań jest trudna sytuacja w czeskiej polityce wewnętrznej, a właściwie trwający od kilku miesięcy permanentny kryzys. Najpierw skandal korupcyjny doprowadził w czerwcu do upadku prawicowego rządu Petra Nečasa. Potem Izba Poselska nie zdołała przegłosować wotum zaufania dla przejściowego gabinetu ekspertów pod kierownictwem Jiřego Rusnoka, a wreszcie doszło do samorozwiązania parlamentu.
Widocznym skutkiem tych zawirowań jest przede wszystkim spadek popularności prawicy. To na jej główną siłę bowiem – Demokratyczną Partię Obywatelską (ODS) – spadło całe odium niepowodzeń i skandali na szczytach władzy. To dlatego część polityków i komentatorów uznaje, że właśnie Vaclav Klaus, czołowa i do niedawna bardzo popularna postać na czeskiej scenie politycznej, mógłby okazać się mężem opatrznościowym słabnącej prawicy. To o tyle istotne, że pod koniec października mają się odbyć przedterminowe wybory, w których osłabionym konserwatystom może zabraknąć atutów.
Do ożywienia spekulacji przyczynił się sam Klaus, który w czasie wywiadu udzielonego w zeszłą sobotę telewizji informacyjnej ČT 24 nie wykluczył, że mógłby wrócić do polityki i jeszcze przed jesiennymi wyborami odegrać w niej jakąś istotną rolę. To zasadnicza zmiana, wcześniej bowiem były prezydent stanowczo odżegnywał się od aktywnej roli w polityce. Nie dalej niż w połowie sierpnia jego długoletni asystent Ladislav Jakl przekazał prasie informację, że jego szef „nie widzi obecnie ugrupowania politycznego, do którego mógłby chcieć się przyłączyć”, i w ogóle nie rozważa takiej możliwości. Wspominał raczej o założeniu instytutu własnego imienia.
Co przekonało wahającego się Klausa? Być może ciągłe wezwania części polityków, którzy uznali, że może on okazać się postacią jednoczącą prawicę w obliczu zapowiadanego w sondażach jesiennego zwycięstwa socjaldemokratów. O tym, że ma on wciąż do odegrania ważną rolę, przekonywała Jana Bobošikova, szefowa małej, pozaparlamentarnej (i zdecydowanie antyeuropejskiej) partii Suwerenność. Gotowość stanięcia u boku byłego prezydenta zgłosił Pavel Bém, poseł ODS i były burmistrz Pragi. W przekazanym prasie oświadczeniu napisał, że Klaus „jest depozytariuszem wartości prawicowych” i to właśnie on byłby w stanie ożywić osłabioną ODS.
Sęk w tym, że Klaus wcale nie pali się z powrotem do partii, którą sam zakładał jeszcze w 1991 r. Uważa, że obecne kierownictwo partyjne zbyt daleko odeszło od dawnych ideałów. W 2008 r. opuścił szeregi ODS na znak protestu przeciwko zbyt bliskim, jego zdaniem, kontaktom partyjnych kolegów ze światem wielkiego biznesu.