– Obszar niepłodności został troszkę w ostatnim czasie zapomniany, przez to że wszystkie siły poszły na procedurę zapłodnienia pozaustrojowego – mówił w grudniu 2016 r. ówczesny minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, otwierając Klinikę Diagnostyki i Leczenia Niepłodności w łódzkim Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki.
Zainaugurował tym samym „Program kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego", który miał zastąpić finansowanie in vitro z budżetu państwa wprowadzone za czasów rządu PO–PSL. Okazał się zaledwie namiastką tamtych działań. Tak wynika z ustaleń NIK, która zbadała wykonanie budżetu Ministerstwa Zdrowia.
Czytaj także: Rząd walczy z niepłodnością na papierze
Zdaniem NIK w 2017 r. do programu zgłosiło się tylko 107 par z planowanych 987, a na diagnostykę niepłodności poszło zaledwie 46,7 tys. zł, czyli 1,7 proc. środków na ten cel. Było to skutkiem m.in. niewielkiej liczby uruchomionych ośrodków referencyjnych. Miało być ich dziesięć, a w 2017 r. działało sześć.
Ministerstwo Zdrowia odpowiada, że wybrało już wszystkie 16 ośrodków referencyjnych, a w pierwszym kwartale 2018 r. do programu zakwalifikowano kolejne 600 par. Zdaniem specjalistów cele programu pozostają jednak nierealne. Chodzi głównie o wskaźnik docelowy 30 proc. par, „u których zostanie potwierdzona klinicznie ciąża".