Naukowcy z Griffith University przebadali tysiące mężczyzn na kilku kontynentach. Okazało się, że ci o silnej osobowości i wysokiej sprawności fizycznej są znacznie bardziej prawicowi niż inni. Wynikać to ma, z drzemiących w nich atawistycznych instynktów. Społeczeństwo postrzegają tak jak ich pierwotni przodkowie postrzegali dziką naturę, a więc jako miejsce walki, w którym największe szanse na zwycięstwo ma silniejszy.
Dlatego mężczyźni tacy popierają gospodarkę wolnorynkową, a państwo opiekuńcze wydaje im się czymś niezrozumiałym. Ponieważ silni faceci są bardziej skłonni do rozwiązywania konfliktów drogą siłową, podejście takie przenoszą również na politykę i stosunki między państwami. Dlatego trudno wśród nich szukać pacyfistów, a za to wielu z nich popiera wojny w Iraku czy Afganistanie.
Jak napisali australijscy naukowcy w artykule opublikowanym w prestiżowym magazynie „Human Nature", mężczyźni, którzy podnoszą ciężary, walczą na ringu czy uprawiają inne sporty oparte na fizycznej dominacji nad rywalami, zachowują się w życiu podobnie jak samce alfa. Mają ambicje przywódcze, są dynamiczni i podejmują szybko decyzje. Są gotowi na zdecydowane działania. Wszystkie te cechy odnajdują w ugrupowaniach prawicowych.
W Wielkiej Brytanii są więc bardziej skłoni do głosowania na Partię Konserwatywną, a w Stanach Zjednoczonych na Partię Republikańską. We Francji popierają raczej Nicolasa Sarkozy'ego, a nie jego lewicowych konkurentów, a w Niemczech wolą chadeków od socjaldemokratów, nie mówiąc już o Partii Zielonych.
Gwiazdy kina akcji
Naukowcy swoją teorię udowodnili na przykładzie gwiazd Hollywood. Sprawdzili preferencje wyborcze czołowych amerykańskich aktorów i okazało się, że niemal wszyscy mają bardzo lewicowe poglądy, które często demonstrują publicznie. Żeby wspomnieć Seana Penna, George'a Clooneya, Toma Hanksa czy Morgana Freemana, którzy często biorą udział w rozmaitych antywojennych czy ekologicznych happeningach. Albo w telewizyjnych reklamówkach udzielają poparcia „ulubionemu politykowi Hollywood", czyli Barackowi Obamie.