Karolina i jej mąż Sebastian Szarscy poznali się sześć lat temu w pracy. Oboje po studiach, w londyńskim barze pracowali jako kelnerka i kucharz.
– Zarabialiśmy grosze, pracę wzięliśmy tylko na przetrzymanie – opowiadają. Pierwszy odszedł Sebastian – dostał bezpłatny wolontariat na jednym z uniwersytetów, gdzie szukano informatyka. – Płacono mi tylko zwrot kosztów za bilet i 5 funtów dziennie na opłacenie lunchu – wspomina. Tak było przez rok. W tym czasie zarabiała tylko Karolina. – Moja pensja plus napiwki wystarczyły na opłacenie pokoju i codzienne życie. Dodatkowo po pracy zaczęłam także chodzić na kurs dla księgowych – wspomina Karolina. Szczęście się do nich uśmiechnęło. Najpierw Sebastian dzięki wsparciu uniwersytetu wyjechał na sześciotygodniowy kurs dla informatyków do Japonii. Po powrocie znalazł pracę w dziale IT dużej korporacji. Karolina, obecnie na urlopie macierzyńskim, jest jedną z pięciu księgowych w firmie zajmującej się importem towarów z Indii. – Wygląda na to, że osiądziemy tutaj na stałe – mówią małżonkowie.
Arek od 2004 roku pracuje w Londynie jako budowlaniec. – Bywa różnie. Zdarza się, że nie mam pracy nawet przez dwa miesiące, ale jestem tu z żoną i dwójką dzieci, na które otrzymujemy zasiłki, więc jakoś sobie radzimy – twierdzi. Z powodu kryzysu jest mniej pracy. – Cztery lata temu wyremontowałem na jednej ulicy siedem domów i zarobiłem w ciągu pięciu miesięcy roczną pensję. Teraz takich strzałów już nie mam – mówi.
Żona Arka Asia nigdy na Wyspach nie pracowała. W Polsce była kasjerką w hipermarkecie. Nie zna angielskiego i na pracę raczej nie ma co liczyć. Dlatego namawia Arka na powrót do kraju. – Tutaj, mimo dofinansowania, czynsz i wydatki na życie pochłaniają większość dochodów męża – mówi Asia. – W kraju i ja, i mąż moglibyśmy pracować, a dziećmi zajęliby się moi rodzice... A tu?... Co to za życie...
64-letnia Barbara wkrótce wraca do Polski. – Nie mam już siły dłużej pracować – tłumaczy. Mimo to wciąż codziennie sprząta prywatne mieszkania po sześć – siedem godzin dziennie. Nielegalnie. Bo formalnie jest na zasiłku dla osób niepełnosprawnych i korzysta z socjalnego mieszkania. Barbara ma jednak dosyć – nie tylko pracy, ale także życia w ciągłym strachu, że któryś z sąsiadów zacznie podejrzewać, że kobieta wciąż pracuje. Wyjazdu z Polski nie żałuje. – Dzięki tym ośmiu latom udało mi się spłacić wszystkie kredyty, które miałam w kraju, wyremontować mieszkanie i zwiedzić trochę Europy – opowiada.