Oficjalnie przeciwny unijnemu paktowi migracyjnemu rząd PiS tak naprawdę szeroko otworzył drzwi dla cudzoziemców spoza Europy, którymi straszył Polaków w czasie kryzysu migracyjnego w 2015 r. W ciągu ośmiu lat do dziś liczba wydanych czasowych praw pobytu dla obywateli tylko 19 państw wzrosła blisko pięciokrotnie – z 18 tys. do 86,5 tys. – bez uchodźców z Ukrainy i Białorusi, którzy masowo uciekają do Polski.
I tak w 2015 r. obywatelom Azerbejdżanu wydaliśmy 309 zezwoleń na pobyt, a obecnie ta liczba sięga 3254, w przypadku obywateli Uzbekistanu nastąpił wzrost z 511 do 5,8 tys., a Gruzinów z 633 do – i to rekord – ponad 20 tys.
Czytaj więcej
PiS nie zgadza się na pomysły UE w sprawie uchodźców. Sam otworzył jednak granice dla osób z innych kultur - imigrantów m.in. z krajów Azji.
Osiem lat temu prawo pobytu posiadało 2,3 tys. Hindusów – dziś 14 tys., obywateli Zimbabwe 24, a teraz 2,1 tys., z kolei Turków 1,9 tys., a teraz 7 tys. Do tego Chiny (ponad 5 tys.) i Wietnam (blisko 11 tys.). Co te dane nam mówią?
– Że w ciągu ostatnich ośmiu lat nastąpił radykalny, niekiedy ponaddziesięciokrotny wzrost poziomu imigracji w odniesieniu do cudzoziemców z niektórych państw spoza zachodniego kręgu kulturowego. Czy nasze służby mają metody weryfikacji tych ludzi? Obawiam się, że nie – wskazuje poseł Marek Biernacki, były szef MSWiA i były koordynator ds. służb specjalnych, który problem pozwoleń na czasowy pobyt porusza w interpelacji do premiera. Zaznacza, że dane nie obejmują Ukraińców i Białorusinów.