Kolejny dzień pokazał, że konflikt na granicy eskaluje, a strona białoruska, wykorzystując imigrantów, sięga po coraz ostrzejsze środki. W atakach widać desperację i rosnącą agresję, którą sterują białoruskie służby. Chroniący granicy polscy funkcjonariusze chcą mieć szersze uprawnienia, m.in. „plecakowe miotacze substancji obezwładniających".
Gorące potyczki
W środę doszło do 161 prób nielegalnego przekroczenia granicy (ok. 40 osobom się udało, zostały zatrzymane i cofnięte). Grupa ok. 100 osób w Dubiczach Cerkiewnych, która próbowała się przedrzeć, obrzuciła polskie służby gradem kamieni i butelkami. Niszczono zasieki, a białoruskie służby użyły granatów hukowych.
– Atakujący, głównie młodzi ludzie, byli bardzo agresywni. Jawnie pomagały im białoruskie służby, oślepiając naszych funkcjonariuszy laserami i latarkami – mówi Anna Michalska, rzeczniczka Komendy Głównej Straży Granicznej.
Dobrze, że woda z armatek jest ze środkiem barwiącym, bo to pozwala wyłapać prowokatorów z tłumu
Grupa, która koczowała w okolicach przejścia granicznego w Bruzgach, pod nadzorem białoruskich służb spakowała się i zaczęła opuszczać obozowisko. Z torbami i plecakami szli w głąb lasu, wśród nich byli ludzie w mundurach – Przegrupowują się, nie wiemy, jakie plany mają wobec nich władze białoruskie – stwierdziła Michalska.