D.K.: W strategii uwzględniono dzięki nam chociażby możliwość wprowadzania zmian organizacyjnych w górnictwie lub przyjmowania ludzi do pracy czy zdjęcie tzw. kagańców płacowych. My, związkowcy, pierwsi zaczęliśmy też mówić o potrzebie wprowadzania czystych technologii węglowych, o zgazowywaniu węgla.
Czy jest szansa na to, że związki zawodowe zaczną walczyć nie tylko o wyższe płace, ale także o przetrwanie górnictwa? Wyniki tej gałęzi gospodarki są coraz gorsze, a pomoc publiczna może już być niewielka.
W.Cz.: Ale węgla zaczyna brakować. Brakuje ludzi. Nawet prezesi mówią, że za te płace nie znajdą tylu pracowników, ilu będą potrzebować.
D.K.: Zdajemy sobie doskonale sprawę, że nie możemy już liczyć na pomoc państwa, ale przecież ktoś musi się zdecydować na urynkowienie tego sektora, skoro nie będzie już bezpośrednich dopłat do górnictwa. Nie może być tak, że ceny światowe węgla sięgają 130 dolarów za tonę, a u nas sprzedaje się go po 240 zł. Powinien kosztować ponad 300 złotych za tonę! A już zupełnie niedopuszczalne jest, żeby polska energetyka kupowała u nas węgiel po cenie tak niskiej jak dzisiaj. Trzeba uświadomić to polskiemu społeczeństwu: ceny węgla muszą wzrosnąć. Dzięki niskim cenom węgla tak tania jest u nas energia, ale to nie może trwać wiecznie.
Czego wobec tego oczekujecie od obecnego rządu?
W.Cz.: Sam nie wiem, czego można się spodziewać po tym rządzie. Przyznaję, że przed wyborami byliśmy negatywnie nastawieni do Platformy Obywatelskiej. A wynikało to głównie z doświadczeń przy ustalaniu reformy emerytalnej, kiedy to posłowie PO z zawziętością walczyli z tą ustawą. Mówili, żeby odciąć się od górnictwa, sprywatyzować je i niech się dzieje, co chce. Byliśmy więc pełni obaw. Teraz widzimy, że coś się zmienia. Pytanie tylko, w jakim stopniu jest to jeszcze gra z przedwyborczego rozpędu. Przedtem samego Tuska nie mogłem ścierpieć, a teraz jest jakoś strawny. Zobaczymy, co nowy wiceminister powie o górnictwie.