Stracił licencję, bo zabił pacjentów

Ponad 20 tysięcy osób podpisało się pod petycją w obronie lekarza, który dokonał eutanazji na czterech pacjentach, choć nie wiadomo, czy uczynił to za ich zgodą

Aktualizacja: 17.08.2011 23:45 Publikacja: 17.08.2011 23:32

Stracił licencję, bo zabił pacjentów

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Przed szpitalem w Bayonne zebrało się we wtorek około 300 osób, by zademonstrować poparcie dla lekarza pogotowia ratunkowego Nicolasa Bonnemaisona. Byli wśród nich lekarze i pielęgniarki. Zwolennicy śmierci na życzenie stworzyli internetową petycję w obronie lekarza, pod którą podpisało się ponad 20 tysięcy osób. „Nie można karać lekarza za to, że odczuwa litość i empatię" – głosi dokument, który został przekazany Ministerstwu Zdrowia. Także na Facebooku powstała grupa wsparcia, do której dołączyło już 14 tysięcy osób, w tym wielu lekarzy, którzy chwalą kolegę za „odwagę i współczucie dla pacjentów".

Dostanie dożywocie?

To jednak właśnie koledzy ze szpitala w Bayonne są powodem kłopotów doktora Bonnemaisona. To oni zgłosili przypadki eutanazji policji. Sąd w Bayonne pozbawił 50-letniego lekarza prawa do wykonywania zawodu i zarządził wobec niego dozór policyjny do rozpoczęcia procesu. Prokuratura złożyła apelację i domaga się, by lekarz trafił do aresztu śledczego. Zarzuca mu umyślne uśmiercenie „szczególnie bezbronnych osób za pomocą trucizny". Chodzi o czterech przewlekle chorych, starszych pacjentów przebywających pod jego opieką. Wszystkim pozostało zaledwie kilka miesięcy życia. Nie wiadomo jednak, czy sami poprosili o eutanazję, czy lekarz uśmiercił ich samowolnie. Jeśli tak, to dokonał zabójstwa, jeśli poprosili – czynnej eutanazji.

Oba czyny są karalne, ale wymiar kary jest inny. W przypadku skazania za morderstwo grozi mu nawet dożywocie. Sytuacja jest skomplikowana, bo nie ma świadków, a nikt dotychczas nie przesłuchał rodzin ofiar, które mogłyby wyjaśnić, czy ich bliscy prosili o śmierć. Doktor Bonnemaison przyznał się do winy, ale usprawiedliwiał swój czyn „chęcią skrócenia cierpienia pacjentów".

Zbyt emocjonalna debata

– Sprawa jest skomplikowana i szczerze mówiąc, nie rozumiem fali poparcia dla tego lekarza. Ci ludzie przecież nie wiedzą, czy zrobił to z litości na życzenie pacjentów, czy zabił ich, by nie musieć się nimi opiekować – mówi „Rz" dr  Regis Aubry, szef Obserwatorium Narodowego ds. Warunków Końca Życia w Paryżu, który praktykuje jako lekarz w szpitalu w Besancon.

Według niego debata nad eutanazją jest prowadzona we Francji w sposób zbyt emocjonalny. – Wszyscy opowiadają się albo po jednej, albo po drugiej stronie, w atmosferze histerii. To uniemożliwia normalną debatę. Eutanazja w szpitalach istnieje i warto się zastanowić nad jej konsekwencjami moralnymi. Spokojnie i bez emocji – dodaje dr Aubry.

W 2005 roku francuski parlament przyjął ustawę pozwalającą na wyłączenie na życzenie pacjentów aparatów podtrzymujących ich życie. Tak zwana bierna eutanazja stała się możliwa, po tym gdy 21-letni Vincent Humbert zwrócił się w 2003 roku do prezydenta Francji Jacquesa Chiraca, prosząc, by pozwolił mu umrzeć. Na skutek wypadku samochodowego młody mężczyzna został niemal całkowicie sparaliżowany. Ponieważ lekarze bali się przeprowadzić eutanazję, umrzeć pomogła mu matka, podając przez kroplówkę śmiertelną dawkę barbituranów. Wielu polityków twierdziło wtedy, że determinacja Humberta jest wystarczającym argumentem za legalizacją eutanazji.

Rządząca prawicowa Unia na rzecz Ruchu Ludowego (UMP) się temu jednak stanowczo sprzeciwiła, obawiając się niebezpiecznych spekulacji na temat wartości życia niepełnosprawnych, starszych i śmiertelnie chorych pacjentów. Czynna eutanazja do dziś pozostaje zakazana. Wielu lekarzu uważa to za niesprawiedliwe. Według nich we francuskich szpitalach codziennie dokonuje się eutanazji, a władze, zamiast karać lekarzy i pielęgniarki, powinny docenić ich starania o dobro chorych.

Zdaniem przeciwników eutanazji to bzdura.

– To, że ktoś coś robi, nie znaczy, że powinno to być legalne. Wielu ludzi jeździ po pijanemu, ale to nie znaczy, że powinno to być dozwolone. Takie argumenty pomijają aspekt moralny tej kwestii. Mianowicie: kto ma prawo decydować o życiu i śmierci pacjentów? Oni sami? Lekarze? I czy jako lekarz powinienem zabijać pacjentów, zamiast ich leczyć bądź ulżyć ich cierpieniu przy pomocy opieki paliatywnej – podkreśla dr Aubry.

Przed szpitalem w Bayonne zebrało się we wtorek około 300 osób, by zademonstrować poparcie dla lekarza pogotowia ratunkowego Nicolasa Bonnemaisona. Byli wśród nich lekarze i pielęgniarki. Zwolennicy śmierci na życzenie stworzyli internetową petycję w obronie lekarza, pod którą podpisało się ponad 20 tysięcy osób. „Nie można karać lekarza za to, że odczuwa litość i empatię" – głosi dokument, który został przekazany Ministerstwu Zdrowia. Także na Facebooku powstała grupa wsparcia, do której dołączyło już 14 tysięcy osób, w tym wielu lekarzy, którzy chwalą kolegę za „odwagę i współczucie dla pacjentów".

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Społeczeństwo
Hiszpania pokonana w pięć sekund. Winę za blackout ponoszą politycy?
Społeczeństwo
Po dwóch latach w Sojuszu Finowie tracą zaufanie do NATO. Efekt Donalda Trumpa?
Społeczeństwo
Nowa Zelandia będzie uznawać tylko płeć biologiczną? Jest projekt ustawy
Społeczeństwo
Haiti chce od Francji zwrotu „okupu” sprzed ponad 200 lat. Chodzi o miliardy
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Społeczeństwo
Przełom w walce z cukrzycą? Firma farmaceutyczna ogłosiła wyniki badań klinicznych