Funkcjonariusze straży miejskich w całym kraju muszą się zmierzyć z prawdziwym buntem kierowców. Wczoraj opisaliśmy na stronach prawnych „Rz", że prokurator generalny Andrzej Seremet ogłosił, iż straż miejska nie ma prawa obsługiwać stacjonarnych fotoradarów. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Kierowcy zaczęli pisać i dzwonić do straży i odmawiać zapłacenia mandatu, powołując się na stanowisko prokuratora generalnego.
Ludzie listy piszą
– Nie macie prawa nas karać – mówią i piszą oburzeni kierowcy. W listach do stołecznej formacji wysyłają wycinki prasowe dotyczące stanowiska prokuratora generalnego.
– Na każdej zmianie mamy po kilkanaście takich telefonów. Do kierowców nie docierają żadne argumenty. Już czasem nie wiemy, co mamy im odpowiadać – mówi strażniczka obsługująca służbową infolinię.
Także Waldemar Lada, komendant straży miejskiej w Białym Borze w Zachodniopomorskiem, gdzie przy drodze krajowej stoją dwa stacjonarne fotoradary, przyznaje, że wczoraj mieli bardzo dużo telefonów w tej sprawie. – Tłumaczymy kierowcom, że sami muszą zdecydować, co robią: czy przyjmują mandat, czy też nie. Jeśli odmówią, to sprawa, tak jak dotąd trafi do sądu – tłumaczy komendant Lada.
Spór o mandaty wystawiane przez straż miejską powstał, gdy Andrzej Seremet, prokurator generalny, nie zgodził się wnieść kasacji w imieniu straży miejskiej ze Szczecina dotyczącej pirata drogowego. Seremet uznał, że przepisy nie pozwalają straży na korzystanie ze stacjonarnych urządzeń rejestrujących pomiar prędkości. Jego zdaniem strażnicy nie mają też prawa do występowania jako oskarżyciel przed sądem w takich sprawach.