Dr Anna Adamska-Gallant: Polska wciąż mocno nadużywa tymczasowego aresztowania

W najbliższych latach zmierzymy się w Strasburgu z naruszaniem praw człowieka dokonywanym z wykorzystaniem sztucznej inteligencji – przewiduje dr Anna Adamska-Gallant, nowo wybrana sędzia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Publikacja: 07.10.2024 04:35

dr Anna Adamska-Gallant

dr Anna Adamska-Gallant

Foto: PAP/Tomasz Gzell

W jakim języku porozmawiamy? Zna pani angielski, francuski, ukraiński, serbski i rosyjski.

Oczywiście po polsku.

Rzadko się zdarza, żeby polski prawnik znał dobrze więcej niż jeden język obcy.

Zawsze lubiłam uczyć się języków. Gdy pracowałam jako sędzia międzynarodowa do osądzenia zbrodni w Kosowie, nauczyłam się serbskiego. Również od świadków, których przesłuchiwałam, a potem zdałam egzamin państwowy na uniwersytecie w Belgradzie. Ukraiński poznałam przy okazji pracy w Ukrainie nad reformą tamtejszego sądownictwa. A do ćwiczenia francuskiego polecam aplikację Radio France.

Ten ostatni przyda się w Strasburgu, choć pewnie będzie tam pani miała tłumaczy.

Francuski i angielski to języki, których na co dzień używa się w Trybunale. Sędzia musi znać oba. Gdy pracuję w jakimś kraju, staram się poznać jego język. Nie tylko z ciekawości, ale z szacunku do ludzi, z którymi pracuję.

Czytaj więcej

Anna Adamska-Gallant sędzią Europejskiego Trybunału Praw Człowieka

O co panią pytano w Paryżu podczas przesłuchania kwalifikacyjnego na urząd sędziego ETPC?

Było wiele pytań. Oczywiście o prawa człowieka i orzecznictwo Trybunału, choć były też pytania bardziej filozoficzne.

Mamy pewnie ostatnią okazję, by mogła pani coś swobodnie powiedzieć o orzecznictwie tego trybunału w sprawie Polski. Co jest największym problemem naszych obywateli skarżących się tam?

Wyzwaniem jest praworządność. Wciąż mamy problem z łamaniem Konwencji o ochronie praw człowieka przez nadużywanie tymczasowego aresztowania. Zresztą obserwuję to sama w mojej praktyce adwokackiej. Powinien być to środek zapobiegawczy stosowany wyłącznie w wyjątkowych okolicznościach i wyłącznie w celu zapewnienia prawidłowego toku postępowania. Wciąż w Strasburgu zapadają wyroki piętnujące nasze sądy za zbyt pochopne stosowanie tego środka.

Przypadkiem się złożyło, że zdarzyło się właśnie takie aresztowanie, i to głośne. Za kratki trafił znany biznesmen i były polityk Janusz Palikot pod zarzutem oszustw finansowych. Jeśli wierzyć jego obrońcom, chciał dobrowolnie współpracować z prokuraturą.

Nie chciałabym tego komentować z dwóch powodów. Po pierwsze: nie znam okoliczności tej sprawy. Po drugie: może ona trafić do Strasburga z ewentualną skargą na naruszenie praw i wolności konwencyjnych, a w takiej sytuacji mogę w niej w przyszłości orzekać. Jeśli na wokandę trafia sprawa z jakiegoś kraju, to sędzia, który z niego pochodzi, zasiada w składzie orzekającym. Chodzi o to, by zapewnić lepsze zrozumienie krajowej specyfiki. Mogę jedynie przypomnieć art. 5 ust. 3 konwencji, mówiący o tym, że każdy, kto został zatrzymany w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa, powinien być niezwłocznie postawiony przed sądem. Do czasu procesu powinno się go zwolnić albo proces powinien zacząć się w rozsądnym terminie.

Czytaj więcej

Michał Tomczak: Sędziowie nie rozumieją na ogół, co to jest więzienie

Trybunał wydał już wyrok w sprawie innego znanego Polaka – Lecha Wałęsy. Chodziło tam o naruszenie prawa do sądu poprzez niewłaściwe obsadzenie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Czy takich wyroków, dotyczących np. neosędziów, będzie więcej?

To był tak zwany wyrok pilotażowy, zobowiązujący Polskę do podjęcia działań w celu rozwiązania systemowych problemów w wymiarze sprawiedliwości. Trybunał stwierdził, że w sytuacji nieprawidłowego obsadzania stanowisk sędziowskich jednostka nie może mieć pewności, czy jej sprawę rozpoznał niezawisły i bezstronny sąd, do czego ma prawo zgodnie z art. 6 konwencji. Trybunał wskazał, gdzie leży źródło problemu: to działanie nienależycie sformowanej Krajowej Rady Sądownictwa doprowadziło do rozchwiania systemu wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Jednocześnie Trybunał wstrzymał na rok rozpoznawanie podobnych spraw wniesionych przeciwko Polsce, dając czas na przyjęcie rozwiązań służących rozwiązaniu tego problemu. Nasz kraj jako strona konwencji jest zobowiązany do wykonania tego wyroku.

A tak ogólniej – na czym się będzie koncentrował strasburski trybunał w najbliższych latach?

Jest wiele pytań, z którymi mierzy się trybunał. Coraz więcej spraw dotyczy zmian klimatycznych, trwa kryzys imigracyjny, a także wojna w Ukrainie, która prowadzi do naruszeń praw człowieka na ogromną skalę. W nasze życie coraz bardziej ingeruje sztuczna inteligencja, wykorzystywana również do wpływania na dokonywane przez nas wybory. Jej wykorzystanie to kolejne pole do naruszeń praw człowieka. Zresztą ostatnio Rada Europy przyjęła projekt konwencji dotyczącej właśnie wykorzystywania sztucznej inteligencji w kontekście praw człowieka.

Zdarzyło się już w pani karierze być sędzią. Zajmowała się pani zbrodniarzami wojennymi z byłej Jugosławii. Praca w Strasburgu będzie chyba trochę inna?

Myślę, że strasburski trybunał ma większy wpływ na rzeczywistość niż sądy zajmujące się zbrodniami wojennymi. Z jednej strony wymierza sprawiedliwość indywidualną, stwierdzając, że doszło do naruszeń praw i wolności konkretnej jednostki. Z drugiej zaś przyczynia się do kształtowania standardów praw człowieka, które powinny być wprowadzane przez państwa członkowskie Rady Europy. Trybunał w Strasburgu nie zajmuje się osądzaniem zbrodni wojennych popełnianych w czasie wojny w Ukrainie. Może jednak orzekać w sprawach, które dotyczą naruszeń praw człowieka, do których dochodzi w związku z trwającą wojną. W Ukrainie wprowadzono wiele ograniczeń praw i wolności, jak na przykład zakaz opuszczania kraju przez urzędników państwowych. Nie można wykluczyć, że skargi na tym tle trafią do trybunału. Poza tym w Strasburgu wciąż jest wiele spraw dotyczących naruszeń praw człowieka wynikających z działań Rosji m.in. wobec Ukrainy czy Gruzji.

Jak się pani czuła, sądząc zbrodniarzy wojennych? Bo i owszem, w Warszawie czy w Lublinie też są wydziały karne w sądach, też sądzi się tam zbrodnie, czasem w okrutny sposób popełniane. Ale bestialstwo wojenne to chyba coś innego.

Jako sędzia w Kosowie rozpatrywałam sprawy zgodnie z obowiązującą procedurą. Trzeba było jej przestrzegać, podobnie jak w każdym innym sądzie, niezależnie od emocji, które mogą towarzyszyć sprawie Jednak rzeczywiście otoczka zbrodni wojennych jest inna niż przestępstw, które nie mają związku z wojną. W krajach byłej Jugosławii było to o tyle przejmujące, że do takich zbrodni dochodziło między ludźmi, którzy przez wiele lat żyli razem, mieszkającymi w tej samej miejscowości, między członkami tej samej rodziny. Rozbudzono nacjonalizmy, które doprowadziły do krwawych wojen, w których zginęły tysiące ludzi. Sądzenie w sprawach karnych wymaga odporności psychicznej, a w przypadku zbrodni wojennych może nawet większej z uwagi na skalę wyrządzonego zła. W Kosowie, gdzie pracowałam, dodatkowa trudność wynikała ze specyfiki kraju. Osoby oskarżane o zbrodnie wojenne były często dla lokalnej społeczności bohaterami. Wielu z nich nie udało się osądzić, bo opór społeczny przekładał się na zastraszanie świadków. I właśnie dlatego powołano potem specjalny trybunał w Hadze dla osądzenia zbrodni wojennych popełnionych w Kosowie.

Jak pani sądzi, czy uda się powołać podobny trybunał do osądzenia liderów Rosji, którzy przygotowali i przeprowadzili agresję na Ukrainę?

Ukraina domaga się utworzenia takiego trybunału już od początku pełnoskalowej wojny w lutym 2022 r. Można nawet zaobserwować rosnące poparcie międzynarodowe, zwłaszcza krajów europejskich, dla tego pomysłu. Ale największym problemem jest to, jak postawić rosyjskich przywódców przed takim trybunałem? Sądzenie zaoczne osób nieobecnych nie miałoby sensu. Wprawdzie Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Władimira Putina, ale niestety jak dotąd nie udało się go zrealizować.

Chyba łatwiej osądzić dowódców polowych, którzy dopuszczą się takich czynów i dostaną się do ukraińskiej niewoli?

Tak. Zresztą ukraiński wymiar sprawiedliwości sam już prowadzi takie procesy i zapadają wyroki. Dowody są zbierane także w Polsce, wśród uchodźców. Uczestniczę w przedsięwzięciu „Projekt Sunflowers”, które wspomaga zbieranie informacji o dowodach. Opracowaliśmy nawet specjalną aplikację ułatwiającą świadkom zbrodni przekazywanie informacji o popełnionych zbrodniach.

Do końca ubiegłego roku doradzała pani rządowi Ukrainy w sprawie reformy tamtejszego systemu sądownictwa. Jakie ma pani wrażenia z tej pracy?

Od 2018 roku kierowałam komponentem dotyczącym reformy sądownictwa w ramach unijnego projektu Pravo-Justice w Ukrainie. Uczestniczyłam w przygotowywaniu i wdrażaniu zmian mających służyć stworzeniu niezależnych sądów, spełniających standardy konwencyjne. Największe postępy udało nam się zrobić po wybuchu pełnoskalowej wojny, gdy w tamtejszym społeczeństwie i środowiskach prawniczych świadomość konieczności zmian szybko wzrosła. Ukraina uzyskała wtedy status państwa – kandydata do Unii Europejskiej, co przyczyniło się do większej determinacji we wprowadzaniu radykalnych reform, także w tym obszarze.

Chyba nie wszystko poszło jak należy, skoro prezesa tamtejszego Sądu Najwyższego aresztowano za korupcję, a wielu polskich inwestorów w tym kraju wciąż nie może wygrać procesów o niezapłacone faktury od ukraińskich firm…

Aresztowanie prezesa Wsiewołoda Kniaziewa było szokiem. Sprawa ta jeszcze się nie zakończyła, pokazała jednak, że działają organy odpowiedzialne za zwalczanie korupcji. Praca mojego zespołu w ramach Pravo-Justice przyczyniła się m.in. do stworzenia nowej Wyższej Rady Sądownictwa (odpowiednika polskiej Krajowej Rady Sądownictwa – red.) z osób, które przeszły procedurę weryfikacyjną pod kątem spełnienia wysokich standardów merytorycznych i etycznych. Wielu skompromitowanych ludzi udało się usunąć z tamtejszego wymiaru sprawiedliwości. Kilkunastu sędziów skazano za korupcję. Jednak budowanie niezależnego sądownictwa, do którego społeczeństwo będzie miało zaufanie, to długotrwały proces. Będzie on wymagał jeszcze wiele, wiele trudnej pracy.

Anna Adamska-Gallant ukończyła prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, a także zdobyła tytuł doktora nauk prawnych. Jest adwokatką. Specjalizuje się w międzynarodowym prawie karnym i prawach człowieka. W latach 2013–2018 pracowała jako sędzia międzynarodowa na Bałkanach, gdzie sądziła m.in. sprawy o zbrodnie wojenne i przeciwko ludzkości popełnione w czasie konfliktu w Kosowie. Doradzała władzom Ukrainy w reformie wymiaru sprawiedliwości. Wykłada na Uniwersytecie Wrocławskim w Katedrze Kryminologii i  Bezpieczeństwa.

W jakim języku porozmawiamy? Zna pani angielski, francuski, ukraiński, serbski i rosyjski.

Oczywiście po polsku.

Pozostało 99% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Edukacja i wychowanie
Jedna lekcja religii w szkołach, dwie w przedszkolach i grupy międzyszkolne. Jest projekt zmian
Prawo dla Ciebie
Nowy obowiązek dla właścicieli psów i kotów. Znamy szacowany koszt
Edukacja i wychowanie
Ferie zimowe 2025 później niż zazwyczaj. Oto terminy dla wszystkich województw