Sędziowie już niewiele więcej mogą zrobić, a pełnomocnicy nie zawsze pomagają: pozwy są zmieniane, nie wykształcił się jeden model, który pozwoliłby na łączenie spraw, zasypują sąd wnioskami o zabezpieczenie, które nie mają szans – ostrzega sędzia Piotr Bednarczyk, wiceszef sądu frankowego we wtorkowej „Rzeczpospolitej” („Na pierwszą rozprawę trzeba będzie czekać 6–7 lat”).
Czytaj więcej
Za chwilę na pierwszą rozprawę trzeba będzie czekać sześć–siedem lat – ostrzega sędzia Piotr Bednarczyk, wiceszef XXVIII Wydziału Cywilnego SO w Warszawie.
Sędziowie mogliby lepiej
– Nie możemy się zgodzić, że sędziowie niewiele mogą zrobić, by sprawy frankowe przyspieszyć. Wręcz przeciwnie, nieraz roszczenia kredytobiorców oparte są na dokumentach banku i ich matematyczna poprawność nie jest kwestionowana, a mimo to sędziowie dopuszczają dowód z opinii biegłego, co wydłuża postępowanie przeciętnie o sześć miesięcy. Sędziowie mają też możliwość pomijania dowodu ze zgłaszanych przez banki świadków, którzy często zeznają rutynowo na okoliczności bez związku z konkretną sprawą. Wreszcie niektóre dowody można przeprowadzić pisemnie – ocenia Artur Rasała, kierownik działu frankowego w kancelarii Sobota Jachira.
– Zmiany powództwa następują najczęściej w pozwach złożonych kilka lat temu, a obecna linia orzecznicza w sprawach frankowych ukształtowała się niespełna trzy lata temu. Drugą przyczyną zmieniania pozwów jest konieczność objęcia żądaniem kwot zapłaconych na rzecz banku po ich złożeniu – wskazuje adwokat Marcin Szymański.
– Nie powinno budzić wątpliwości, że w jednobrzmiących umowach kredytu ocena abuzywności zamieszczonych w nich postanowień powinna być taka sama bez względu na cechy indywidualizujące konsumentów lub okoliczności związane z wykonywaniem umowy – dodaje mec. Szymański.