Trybunał Konstytucyjny, który powinien kontrolować zgodność działania władzy ustawodawczej z konstytucją, stał się atrapą, a przewidywalność jego orzeczeń obezwładnia. Przeważnie nie ma więc co zwracać się do niego z pytaniem, bo odpowiedzi można udzielić samemu sobie. Legalność orzekania tzw. sędziów dublerów oraz pełnienie funkcji prezesa Trybunału jest kwestionowana, a związki części składu sędziowskiego z politykami są tak oczywiste, że nikt nie stara się ich kwestionować. Wiceprezesem Trybunału jest były agent wywiadu, który w dodatku ukrył, starając się o urząd sędziego TK, swoją agenturalną przeszłość. Tak więc o tym zakresie kontroli władzy ustawodawczej przez sądowniczą na razie możemy zapomnieć.
Oznacza to, że większość sejmowa może stanowić prawo, jakie chce, a sędziowie są lub będą zmuszeni stosować przepisy, których konstytucyjność może budzić wątpliwości. Z kolei za orzekanie na podstawie norm konstytucyjnych grozi odpowiedzialność karna, co wielokrotnie obiecał minister sprawiedliwości. Tyle co do prawa, które powinno stać na straży swobód i wolności obywatelskich oraz możliwości ich obrony przez sądy.
Na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów stoi, zgodnie z art. 186 ust. 1 Konstytucji RP, Krajowa Rada Sądownictwa. Na pytanie, czy organ, który obecnie szczyci się tą nazwą, jest organem, o którym mowa w konstytucji, nie ma dobrej odpowiedzi. Sędziowie wchodzący w jego skład są albo wdzięczni ministrowi sprawiedliwości za powołanie ich na funkcje, na które nigdy nie dostaliby się z rekomendacji środowiska, albo też pracowali w MS lub są inaczej powiązani z ministrem. W zasadzie nie wiadomo, kto kogo popierał, bo wszystko jest bardzo tajne, co każe się domyślać, że niekoniecznie legalne. Nawet posłowie mieli głosować na kandydatów „w ciemno". Posłanka Krystyna Pawłowicz powiedziała zresztą, że ujawnianie tego wszystkiego byłoby „rzucaniem pereł przed wieprze w każdym tego słowa znaczeniu". Żaden z sędziów obecnych na sali nie zareagował, co pozostawia otwarte pytanie, co stało się z poczuciem przyzwoitości tych ludzi. Teraz oni będą tworzyć nowy kodeks etyki sędziowskiej, bo dotychczasowy nie bardzo im się podoba. Chodzi głównie o to, żeby ograniczyć możliwość publicznego wypowiadania się sędziów, bo suweren ma słuchać, jak za komuny, tylko jednej opowieści.
To tyle o podmiocie, który ma stać na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów . Przedstawiciele Europejskiej Sieci Krajowych Rad Sądownictwa przyjechali zatem do Polski, odbyli szereg spotkań i zastanawiają się, czy polska KRS spełnia standardy europejskie i czy nie powinna być z sieci wykluczona. I pomyśleć, że Polska KRS była jednym z założycieli sieci...
Sądy utraciły już zresztą niezależność, więc nie ma o co kruszyć kopii. Prezesi są całkowicie zależni od ministra sprawiedliwości. Minister może prezesa sądu karać lub nagradzać również finansowo, a prezesi z piętnem podejrzenia, że współpraca z nimi nie będzie polegała na słuchaniu poleceń, zostali odwołani.
Pozostaje jeszcze niezawisłość sędziów. I z tym władza wykonawcza może mieć kłopot. Sędziowie mogą bowiem orzekać niezgodnie z oczekiwaniami. Uniewinniać, oddalać pozwy, w uzasadnieniach głosić jakieś herezje i generalnie nie spełniać oczekiwań. Tacy na pewno nie awansują. Prezes sądu nie powierzy im odpowiedzialnych funkcji administracyjnych, a KRS z pewnością przyjrzy się ich orzecznictwu, zanim wystąpi z wnioskiem o nominację na wyższe stanowisko sędziowskie. Na najbardziej opornych jest jeszcze postępowanie dyscyplinarne, jakże skuteczne po stworzeniu Izby Dyscyplinarnej w SN. Izba ta będzie niezależnym bytem i orzekać w niej mają ławnicy, których kompetencje mieliśmy okazję poznać w czasie wysłuchań przed komisją senacką. W tej izbie będą wyłącznie nowi sędziowie, wynagradzani lepiej niż pozostali w SN, a ławników wybiera Senat. Powstanie gremium akceptowalne dla rządzącej sejmowej większości i nie przemknie się do niego nikt, kto choć trochę wątpi w zasadność przeprowadzanych „ reform".